Agata Krzemień i Witold Rybski
Expedycja III Sey Kraków-Pekin
artykuł czytany
773
razy
02.12.2008 /15 dzień EXPEDYCJI/
Szybkie pakowanie dobytku i niepewnie, w dwudziestopięciostopniowym mrozie, wychodzimy łapać stopa. Nawet po tylu dniach podróży, każde zderzenie z tym klimatem jest dla nas niesamowitym szokiem. Na dobry początek pokonujemy 120 km, do pierwszej przydrożnej knajpy na trasie Krasnojarsk - Irkuck. Potem, kolejne 25 minut autostopowania okazuje się ponad nasze siły. Zbyt ryzykowne. Po 10 minutach na mrozie wszystko piecze, po ciele rozlewa się narastający ból, zwłaszcza podczas stania w miejscu. Z żalem, ale i ulgą przesiedliśmy się do autobusu do Kańska. Czuć różnice. Przede wszystkim znowu czuć palce u rąk i stóp. To nam uświadamia na co się porywamy. Krótka burza mózgów i decyzja zapada – łapiemy pociąg. W końcu ważniejsze jest dotarcie do celu w jednym kawałku. A na szczęśliwym finale zależy nam bardzo.
Nie wszystko jednak jest prostsze. Brak biletów na pociąg do Irkucka skazuje nas na czekanie 19 godzin na dworcu. Już powoli godziliśmy się z taka perspektywą, kiedy w świeżo otwartej kawiarence poznaliśmy jej sympatycznego właściciela. Nie wiemy, co w tych ludziach jest, że tak łatwo przychodzi nam zwierzanie się z naszych problemów wszystkim przygodnie poznanym… Faktem jest jednak to, że po wysłuchaniu naszej historii kolejny nieznajomy Rosjanin zaprosił nas do swojego domu w gościnę. Tam poczuliśmy się jak w polskim domu, z racji poczęstunku i atmosfery. Żywe dyskusje, biesiada niczym w jakieś święto i przemili gospodarze. Szczególnie babcia okazała się obeznaną z życiem i światem kobietą. Wręczyła Agacie 1000 rubli, życząc nam szczęścia i prosząc byśmy pamiętali o jej wnuczce Karolinie w przyszłości. Wyciągnięte z zakamarków stare rosyjskie mundury, szuby, czapy i broń posłużyły nam do wesołej sesji zdjęciowej. O 2 w nocy wysłuchaliśmy jeszcze wykładu babci o właściwej diecie i przyszła pora na sen.
03.12.2008 /16 dzień EXPEDYCJI/
O godzinie 12:00 odjeżdżał nasz pociąg do Irkucka, więc ok. 9:00 rano, wraz z gospodarzami, wyruszyliśmy na dworzec. Chevrolet i Hiunday niestety nie drgnęły przy dwudziestoośmiostopniowym mrozie – za to niezawodna Łada odpaliła od sztycha. Znów w dworcowej kawiarence. Zawiany syberyjski entuzjasta alkoholu próbuje nam przedstawić uroki głębszego poznania dzikiej Syberii do momentu, gdy milicja przychodzi sprawdzić pro-forma nasze paszporty, a mężczyznę odciąga na bok - wlepiając mu mandat. Pijaństwo kosztuje tu 100 rubli. W pociągu trafia nam się iście międzynarodowy przedział - dwaj Uzbecy, mieszkanka Irkucka – zresztą otwarcie przyznająca się do korzeni polskich, Irlandczyk, no i my. Ożywione dyskusje, serdeczne zaproszenia i wymiana adresów. Przekąska - zupki chińskie z wrzątkiem z pociągowego samowara, suszone morele, orzechy i jabłka. Poczęstowano nas również NOSRAY - zielonymi granulkami, które wkłada się pomiędzy wargę a dziąsło. Efekt - otumanienie i stan błogiej nieświadomości. Znów chwila snu i dojeżdżamy do Irkucka. Dystans 860 km pokonany w 14 godzin. Od każdego z naszych towarzyszy dostajemy wskazówki jak dotrzeć do Spike’a - nauczyciela angielskiego i naszego kolejnego gospodarza. Mimo szczerych chęci nie udało nam się obyć bez niezawodnych taksówkarzy, którzy pojawili się we właściwym miejscu i we właściwym czasie, zgarniając nas, totalnie już zagubionych i odstawiając na miejsce przeznaczenia. U Spike’a spało już dwóch Holendrów, więc nam przypadły miejsca na ziemi. Całą noc biegały między nami dwa kompletnie łyse koty egipskie. Na czatach przy drzwiach został pies.
04.12.2008 /17 dzień EXPEDYCJI/
Ranek, a raczej południe spędziliśmy na śniadaniu wraz z Holendrami, jadącymi tego samego dnia do Ulaanbaatar. Jeden docelowo jedzie do Australii, drugi celuje w Indie i Nepal. Zebraliśmy nieco informacji o samym Irkucku i już możemy ruszać przez most nad Angarą do centrum. Nieustępujący mróz przegania nas od kawiarni do cerkwi, od sklepów po polską ambasadę. Niestety konsul ma być obecny dopiero jutro. Zainteresowała nas po drodze nietypowa dla Rosji architektura - drewniane domki, z bogato zdobionymi framugami i okapami oraz ozdobne kamienice. Brak monumentalności wzbudza poczucie swojskości. Postanawiamy wrócić do mieszkania i pożegnać Holendrów kolacją z piwem. Wskakujemy więc do wybitnie odurzającego tramwaju w stronę naszego noclegu. Niestety, koncentrat kupiony w sklepie okazał się sfermentowany i pasta ma nieco oryginalny smak. Każdy jednak szybko i z pasją wchłania swoja porcję. Po żołądku rozlewa się przyjemne ciepełko. Kolejna nieprzespana noc, pośród dzikich harców kotów. Za oknem mróz -22 stopnie.
05.12.2008 /18 dzień EXPEDYCJI/
Nadeszło ocieplenie - w temperaturze -10 stopni i krystalicznie czystym powietrzu ukazały nam sie długo oczekiwane wody Bajkału - Świętego Morza Syberii. Mimo iż jedynie z perspektywy najbliższej Irkucka wsi - Listwianki, jezioro urzekało w zimowej scenerii. Idylliczny, senny krajobraz zamarłego kurortu. Dech zapiera nie tylko mróz. W sumie to mogłoby by być miejsce naszego finału, nie mielibyśmy nic przeciwko temu, żeby tu zostać na dłużej. Spokój tu bije z każdego zakamarka. Nikt się nigdzie nie śpieszy, bo czas stoi w miejscu. Na małym targu, babuszki wciąż namawiają do zakupienia wędzonych „omułów”. Niestety, akurat nas czas nagli – w planie jeszcze wyczekane odwiedziny u konsula. Wizyta w ambasadzie przebiegała dość sympatycznie, a mama Agaty namierzyła nas telefonicznie 5 minut po tym, jak weszliśmy do gabinetu konsula. Wszędzie Polska mowa!!! Szybki spacer po mieście i oto natykamy się jeszcze na lodowe miasteczko. Kompleks figur i konstrukcji, wszystko z lodu znakomicie utrzymującego się w tych temperaturach. Wieczór upływa na degustacji wędzonych ryb z nadbajkalskiego targu, dyskusjach z Rosjanami. Sielanka. Jutro odjazd do Ulaanbaatar o 5:00 rano. Koty na pewno zrobią nam pobudkę.
06.12.2008 /19 dzień EXPEDYCJI/
4:00 rano - pobudka. Koty nie zawiodły. Spike również nie miał nic przeciwko pożegnalnej pobudce. W Irkucku złapał nas piętnastostopniowy mróz. W pociągu relacji Moskwa - Pekin powitała nas chińska obsługa oraz wyjątkowo schludne i zadbane wnętrze, sprzątane z częstotliwością godną największego czyściocha. Tym razem trafiły sie nam dolne koje - czteroosobowy przedział należy do nas. Sen powala szybko i budzi nas dopiero światło odbijające się znad Bajkału wprost w nasze szyby. Bogaty w widoki odcinek Irkuck - Ułan Ude spędzamy z nosami przyklejonymi do szyb. Zamarznięte rzeki, pusty, dziki krajobraz, wędkarze na jeziorach jeżdżący na rowerach, ogrom i majestat Bajkału.
Do Nauszek docieramy ok. 18:00. Tam, pięcioosobowa załoga celników rosyjskich zajęła się naszą odprawą. Po 3 godzinach ruszamy dalej, kilkadziesiąt kilometrów do pierwszej miejscowości w Mongolii - Suche Bator. Tutaj już jedynie dwuosobowa załoga pomogła nam w wypisaniu niezbędnych papierków. Dopiero ok 00:30 ruszamy ponownie w dalszą drogę. Za oknem przez większość czasu panuje ciemność. W pociągu chiński prowadnik sieka kapustę na jakąś potrawę - smakowity zapach rozchodzi się po wagonie, a nam burczy w brzuchach. W większości pasażerami są Chińczycy i Rosjanie. Pociąg planowo miał jechać 26 godzin i pokonać dystans 1112 km.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż
»
Tybet
- Tomasz Chojnacki