Agata Krzemień i Witold Rybski
Expedycja III Sey Kraków-Pekin
artykuł czytany
773
razy
Około dwudziestu ulicznych sprzedawców bibelotów usłyszało od nas „nie, dziękuję” zanim wreszcie dotarliśmy z powrotem do metra. Teraz już tylko kolacja, kilka zabawnych lekcji chińskiego i padamy z wycieńczenia. Jutro czeka nas maraton atrakcji, na czele z pałacem cesarskim w Zakazanym Mieście. Z tą myślą zasypiamy.
15.12.2008 /28 dzień EXPEDYCJI/
Niestety, mamy pecha. Mao przez szklaną szybę swego sarkofagu dzisiaj akurat nie przyjmował. Samo Zakazane Miasto wystarczyło jednak by zaspokoić nasze turystyczne zapędy. Niekończący się labirynt uliczek, przejść, pomieszczeń. Dookoła dziki tłum. Co budynek to piękniejszy, bogatszy. Co krok – niezliczona ilość pstrykanych zdjęć. Jeszcze tylko ściana „Dziewięciu smoków”, ze swymi groźnymi, wyłupiastymi ślepiami i już kierujemy się do wyjścia. W sumie, bagatela, bite 6 godzin. Dopiero po chwili zauważamy burczące z głodu brzuchy. Czas coś zjeść, wypróbować kolejną potrawę. Tym razem nasz wybór okazuje się piekielnie pikantną wątróbką. Chyba.
Popołudnie spędzamy na szczycie Wzgórza Węglowego. Tutaj zastały nas trochę inne klimaty. Zamiast wzniosłości i monumentalizmu – atmosfera radości i beztroski. Natykamy się na grupkę staruszków, grających w, popularna również u nas, „Zośkę”. Jeden gest zachęty wystarczył i Witek dołącza się do gry. Zabawa świetna, choć Witek zaczął się już pocić, babcie się dopiero rozgrzewały. Dookoła nie brak amatorów innych sportów – od badmintona aż po szachy. Zachód słońca zastaje nas na magicznej wyspie Bei Hei.
Z wieczornych sympatycznych akcentów: nasze pranie, powieszone przez kogoś w miłym geście, nowoodkryty widok za oknem na rozświetlone miasto i Ryan, który obiecał dowiedzieć się czegoś w kwestii połączeń Air China z Europą. Chiny Chinami, ale nam coraz częściej marzy się powrót do domu.
16.12.2008 /29 dzień EXPEDYCJI/
Dzień rozpoczyna się pod znakiem oczekiwania na informacje o biletach lotniczych. Biuro podróży w wieżowcu, gdzie pracował nasz Chińczyk miało sprawdzić dostępne połączenia miedzy Chinami a Europą - w grę wchodził Paryż albo Frankfurt. Wierzymy nieśmiało, że ceny internetowe pokryją się z cenami oferowanymi przez biuro…
Póki co kierunek - Świątynia Nieba - przekroczenie bram parku Jzu na wstępie dostarczyło nam niezapomnianych wrażeń. Podobny klimat jak wczorajszy, tyle że jeszcze zwielokrotniony. Wokoło, na ścieżkach i placach, ludzie tańczą, śpiewają i grają na różnych instrumentach. Między głowami śmigają nam lotki od badmintona. Gdzie nie spojrzeć, zachwycają płynne ruchy tai-chi. Na trawnikach siedzą grupki karciarzy, graczy w domino i entuzjastów warcabów. Kompleks Kultu Świątynia Nieba – postrzegany jako najdoskonalszy, najważniejszy i wręcz nasączony symboliką i mistycyzmem. Według nas – jedno z najsympatyczniejszych miejsc w Pekinie. Taki spacer odpręża i ciało i umysł.
Wracamy i z niepokojem wypytujemy o wynik poszukiwań. MAMY BILETY! Cena znośna a radość wielka. Lecimy do Frankfurtu. O ile bliżej do Krakowa!
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż
»
Tybet
- Tomasz Chojnacki