Wyprawa Silk Road'2009
artykuł czytany
1906
razy
TADŻYKISTAN
To najprawdziwsza prawda – dziewięćdziesiąt pięć procent powierzchni Tadżykistanu to góry. Od razu po wjeździe do tego kraju ukazują nam sie w oddali szczyty, na razie niewysokie, niepozorne. Jedziemy jeszcze po w miarę równym asfalcie, jesteśmy zadowoleni i błogo nieświadomi tego co ma nas spotkać jeszcze tego samego dnia i dalej, w całym kraju.
No cóż, pierwsze kilkadziesiąt kilometrów wygląda bardzo obiecująco, ale już po dwóch godzinach zaczyna się to, co tygryski lubią najbardziej – brak asfaltu i dróg. I tak już będzie prawie cały czas w tym kraju. Poruszając sie główną „międzynarodową” drogą szybko weryfikujemy nasze plany, do stolicy dziś nie zajedziemy, jutro też nie, w sumie to przestajemy planować. Z każdym kilometrem nabieramy wysokości i coraz to większych obaw czy zdążymy przejechać i zobaczyć to co najciekawsze w Tadżykistanie.
Przed wysoką przełęczą Anzab okazuję sie że Chińczycy całe dnie pracują przy budowie tunelu i jest on przejezdny tylko od późna wieczór do świtu. Nie udaje nam sie wstrzelić w te godziny. Jedziemy więc poprowadzonym objazdem czyli wspinamy się w pyle i kamieniach na 3370 m n.p.m., gdzie po kilku godzinach jazdy oddychamy już zimnym powietrzem i myjemy się w górskim strumieniu w lodowatej wodzie. Ta kąpiel jest powodem lekkiego uszczerbku na naszym zdrowiu – ale co tam, jakoś trzeba sie zaaklimatyzować :)
W stolicy obieramy kierunek południowy – Afganistan. Mamy wizy, plan podróży po północy tego kraju z główną atrakcją kolorowym Mazar E-Sharif. Żadnych złych newsów odnośnie sytuacji w Afganistanie nie słyszeliśmy, aczkolwiek dochodzą nas głosy że z racji zbliżających sie wyborów, może robić sie „gorąco” w całym kraju. Na granice docieramy po całodziennej podróży. Jeszcze przed granicą wysoki rangą milicjant registrujący nas jowialnie upomina się o jakiś „podarok”. Szybki przegląd naszego zestawu do rozdawnictwa uświadamia nam, że bardzo niepotrzebna jest niewygodna poduszka samochodowa pod plecy, której nie stosujemy, gdyż przynosi tylko odwrotny efekt. Gdy milicjant zobaczył co niosę w rekach dla niego, ucieszył sie z daleka jak dziecko – kakij balszoj podarok! Spasiba bolszoje, sciastliwa!
Niestety na samej granicy nie było już zbytnio "sciastliwa". Niczego nie podejrzewając odprawiamy się po stronie tadżyckiej. Zaniepokoiło nas tylko oficjalne pismo z poprzedniego dnia, żeby odradzać wjazd do Afganistanu obywatelom spoza WNP z powodu wzmożonej aktywności Talibów w tym rejonie. Wjechaliśmy już na stronę Afgańską, po czym spotykamy dwójkę Polaków, plecakowiczów Michała i Ewelinę, którzy po jednym dniu pobytu wyjeżdżają z tego kraju. Na świeżo opowiadają nam, że w pierwszej przygranicznej wiosce w nocy była strzelanina, Talibowie zaatakowali posterunki policji i nie wolno żadnemu przyjezdnemu samemu poruszać się po wiosce i drogach. Pogranicznik afgański dodaje do tego, że droga do pierwszego miasta Kunduz jest od obiadu zamknięta. Wojsko i policja nie puszcza nikogo, gdyż nie ma wystarczających sił na ochronę drogi - a do obiadu jazda odbywa się również na własne ryzyko. Po takich informacjach wystarcza nam tylko rzut oka na nasza Vitarę, która jakoś nie chce przypominać lokalnych wehikułów i wtapiać sie w afgański motoryzacyjny pejzaż. Decyzja jest jedna - zawracamy. Zajęło nam to prawie cały dzień bo akurat będąc pomiędzy posterunkami granicznymi zaczęła sie dłuuuuuga przerwa obiadowa, ale jest nam wszystko jedno, wiemy że decyzji nie zmienimy. Tak więc zmiana planów, z powrotem wracamy się do Duszanbe skąd będziemy kontynuowali podróż dalej na wschód w stronę wytyczonych jeszcze przed wyjazdem celów – Doliny Wakhan i Pamir Highway.
Jadąc dalej na wschód docieramy do rzeki Panj – granicy z Afganistanem i od tej pory jedziemy w górę jej biegu w stronę miasta Khorog - wrót do doliny Wakhanu.
Miasto okazuje się małą dziurą z obowiązkowym pomnikiem Lenina w centralnym miejscu i jeszcze jedną, ostatnią stacją paliw z prawdziwego zdarzenia – bo dalej juz tylko paliwo z butelek. Tankujemy więc wszystkie kanistry, gazu tu już „niet” a i paliwo droższe, im dalej w odludzia, tym bardziej jest towarem deficytowym. Z tego miejsca zaczyna się słynna Pamir Highway, na której jest stary asfalt i jedzie sie nią dosyć komfortowo. My wybieramy jednak podrzędną drogę przez dolinę Wakhan czyli podobno najciekawszy i najbardziej malowniczy kilkuset kilometrowy odcinek w Tadżykistanie.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż