Wyprawa Silk Road'2009
artykuł czytany
1908
razy
Stolica nie wydaje sie być dość interesująca, może poza wielkim śmiesznym muzeum w stylu socreal, w którym całe piętro jest poświęcone rewolucji i jej wodzowi. Wieczorem w centrum miasta gromadzą sie tłumy miejscowych, żeby podziwiać wspaniale podświetlone fontanny – odrobina kiczu wśród wielkich post radzieckich prospektów. Przynajmniej w mieście jest duża publiczna bania, z której to często korzystamy, noclegi zaś podobne jak zawsze spędzamy na poboczach dróg pod miastem.
Z Biszkeku obieramy kierunek dalej na wschód nad jedną z głównych atrakcji Kirgizji – nad olbrzymie jezioro Issyk Kul. Słyszeliśmy, że jest ono bardzo malownicze zarówno od północy jak i od południa. Zapuszczamy się więc na obydwa przeciwległe brzegi. Północny okazuje się być okupowany przez nielicznych turystów z Rosji i Kazachstanu za to z ładnymi plażami, południowy zaś bez jakiejkolwiek infrastruktury turystycznej bardzo przyjemny i spokojny. Widoki nad jeziorem, jak z pocztówek wzięte – z nad tafli jeziora w oddali wyrastają całe masywy ośnieżonych szczytów. Znak ze zbliżamy sie do kolejnego azjatyckiego pasma Tien Szan.
Jako bazę na wypad w Tien Szan przyjmujemy miasteczko Karakol, gdzie liczymy na liczne atrakcje z racji zbliżającego się głównego święta państwowego - Dnia Niepodległości. W międzyczasie z Karakol udajemy sie na kolejną przygodę off roadową do położonej wysoko w górach osady Altyn Araszan.
Jest już po sezonie więc o żadnych „tłumach” nie ma mowy. Kilku plecakowiczów szykujących się do wyjścia w góry, to wszystko. Zostajemy tu na parę dni, postanawiamy że Aga odpocznie w namiocie a ja udam się na treking do górskiego jeziora Ala-Kol. Pogoda jest piękna, widoki fantastyczne.
W dzień temperatura zbliżyła się po raz kolejny do zera wiec znów raczymy się kąpielami w gorących źródłach które ostatni raz podczas tej podróży dane nam jest spotkać. W nocy przetaczają się burze, całą noc wiatr smaga niemiłosiernie namiot w strugach deszczu, parę razy myśleliśmy że odfruniemy wraz z nim. Nazajutrz cała droga tonie w błotnistych kałużach a wszystkie kamienie i głazy zrobiły sie wstrętnie śliskie. Z ledwością udaje sie nam pokonać drogę w dół, z napędami i reduktorem, Aga cały czas musi mnie pilotować przed wozem oraz sprawdzać kijem głębokość rozlewisk. Nie obyło się oczywiście bez gięcia blachy, tym razem drzwi nie będą sie już domykały :) Cóż, na te błotko przydałoby się inne ogumienie.
KAZACHSTAN
Po opuszczeniu Karakol kierujemy się na granice z Kazachstanem, gdyż nasza wiza kirgiska ważna jest tylko jeszcze jeden dzień. Tym razem przekroczenie idzie jak z płatka, nikomu nie chce się kopać w naszym aucie w deszcz i ziąb. Cóż, jak dwa miesiące temu wjeżdżaliśmy do krainy Borata pogoda była nieco odmienna.
Nieopodal granicy znajduje się największa atrakcja kraju, słynny Kanion Czeryn. Po zjechaniu z głównej drogi i dziesięciu kilometrach tarki oczom naszym ukazuje się drugi co do wielkości na świecie kanion. Z góry robi niesamowite wrażenie, olbrzymiej wyrwy w płaskim kamienistym krajobrazie, z niezliczoną ilością fantastycznych formacji skalnych w najdziwniejszych kształtach. Robimy sobie piesze wycieczki w dół kanionu, z powodu porywistego wiatru gotujemy Spaghetti w aucie i troszkę przypalamy jeden z foteli :)
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż