Wyprawa Silk Road'2009
artykuł czytany
1908
razy
Pod miastem bardzo malowniczo wyglądają buddyjskie stupy na tle olbrzymich blokowisk z wielkiej płyty. W centrum miasta nad rzeką jest obelisk potwierdzający, że znajdujesz sie w samym centrum Azji – ale podobno w innych miasteczkach rejonu te są takie same :)
Dobra, czas wracać! Z naszej miesięcznej wizy rosyjskiej zostało jeszcze jakieś dziesięć dni a przed nami około 8000 km do Katowic. W drodze powrotnej śpimy już co chwilę u ludzi z CF, jest już cały czas bardzo zimno, staramy się nie patrzeć nawet w kierunku naszego zwiniętego namiotu. Korzystając z gościnności Leny spędzamy drugą noc u niej w domu w Krasnojarsku, gdzie chcąc niechcąc muszę z jej ojcem wypić połówkę rozgoworywając o życiu na wschodzie i na zachodzie. Żeby podróż nie była męcząca i monotonna, jedziemy na zachód wybierając co ciekawsze miejsca w Syberii wschodniej później w zachodniej no i w końcu w Rosji centralnej.
Po zwiedzeniu Tomska jedziemy do Omska gdzie znowu po jednej zimnej nocy w namiocie korzystamy z zaproszenia ludzi z CS tym razem od Maxa i jego żony. Niestety jak to tu często bywa – ciepłej wody niet – właśnie odkluczyli. Cóż umyjemy się u następnych gospodarzy. Nie jest to jednak takie oczywiste bo już po opuszczeniu Syberii W Jaketynburgu, następnym mieście gdzie bukujemy sie u Olessi i Cedrica też ciepłej wody niet.
Z Jeketynburga jedziemy dalej na Zachód do Iżewska miasta w którym żyje bohater zarówno Związku Radzieckiego jak i obecnej Rosji - Kałasznikow. W centrum stoi olbrzymi kompleks muzealno-wystawienniczy im. Kałasznikowa, gość ma tam swój odlew z brązu ale jego słynne muzeum jest akurat zamknięte, bo to poniedziałek. Trudno, nie odpuszczę, śpimy znów w namiocie pod miastem, żeby rano stawić się punktualnie o godzinie otwarcia muzeum poświęconemu temu najbardziej rozpoznawalnemu radzieckiemu przedmiotowi „powszechnego użytku”. Spędzamy tu całe godziny, Aga juz nie może i wyciąga mnie stamtąd siłą. Wewnątrz jest mnóstwo atrakcji typu: jak to towariszcz Kałasznikow miał trudne dzieciństwo, jak niezawodnym w każdych warunkach atmosferycznych jest jego „wynalazek” i jak różni się wersja bułgarska AK od Chińskiej. Za 10 rubli czyli za złotówkę można pod okiem wojskowego nauczyć się rozkładać i składać AK 47.
Z Iżewska jadąc w stronę ojczyzny wjeżdżamy do Tatarstanu, republiki gdzie muzułmanizm jest powszechnym wyznaniem co wydaję sie rzeczą dość dziwną jak na Rosję centralną. W stolicy Tatarstanu Kazaniu w centrum jest piękny Kreml, podobno drugi po Moskwie, ze wspaniałym meczetem z białego marmuru wybudowanym parę lat temu. Naprzeciwko meczetu jest stadion miejski na którym właśnie trwa mecz w rozgrywkach Ligi Mistrzów, Rubin Kazań podejmuje Inter Mediolan. Pierwszą połowę słyszymy zwiedzając Kreml na drugą jedziemy do naszych hostów z CF Mansura i jego żony Faridy i z nimi kibicujemy lokalnej drużynie podczas drugiej połowy.
Po opuszczeniu Tatarstanu, przemierzając kolejne tysiące kilometrów na zachód, zatrzymujemy sie jeszcze u Julii we Władymirze będąc już dwudziestymi piątymi jej gośćmi z CS w te wakacje, następnie nocujemy w mieście Orzeł u Aleny już niedaleko granicy Ukraińskiej.
UKRAINA i powrót
Następnego dnia przekraczamy całkiem sprawnie granicę i obieramy kierunek na Kijów. Potem jeszcze tylko ostatnia noc w namiocie pod Lwowem – trochę nerwowa gdyż auto zaczyna wydawać dziwne dźwięki a tu już zostało tak niewiele do domu. Odpukać nic sie nie rozsypuje i jeszcze tego samego dnia zatankowawszy do pełna tańszym ukraińskim paliwem przekraczamy granicę nie mogąc sie nadziwić uprzejmości polskich celników, cóż widać że tu już szengen, bo standardy obsługi podróżnych jakby z innej planety w porównaniu z Azja Centralną. Jeszcze tylko parę godzin i już pełną piersią oddychamy, Katowice! Aż głupio sie przyznać, wkładam plecak żeby zanieść go do mieszkania – mam go pierwszy raz na plecach od... trzech miesięcy, ostatnio go miałem na sobie w tym samym miejscu jak schodziłem na dół żeby wepchać go do auta. Trochę nas samochód rozleniwił, ale jesteśmy szczęśliwi, że po przejechaniu 25147 kilometrów nasza Vitarka bezpiecznie wróciła z nami do domu.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż