Syberia
artykuł czytany
9804
razy
Przypuszczenie zamieniło się w pewność, gdy przed kolejnym brodem zauważyliśmy ścieżkę odchodzącą od głównej drogi w bok. Poszliśmy tą dróżką i dzięki temu uniknęliśmy kilku kolejnych przepraw wpław. Minusem tego rozwiązania było to, że ścieżka prowadzi często zboczem, jest wąska, śliska i miejscami trochę niebezpieczna (szczególnie podczas deszczu, który w międzyczasie zaczął padać). Dla mnie zawsze było to jednak lepsze niż przechodzenie przez zimną rzekę.
Po pewnym czasie nie trzeba było nawet korzystać ze skrótów, przez rzekę przerzucone były prowizoryczne kładki. Kładki te zbudowane były zazwyczaj z dwóch lub trzech długich drągów, połączonych ze sobą drutem. Przechadzka czymś takim, zawieszonym półtora metra nad wodą, z ciężkim bagażem na plecach była niewiele lepsza od stromych ścieżek czy przekraczania rzeki wpław, ale w końcu nie po to jedzie się na Syberię, żeby iść w góry wyasfaltowaną szosą ;-). Jak ktoś jest taki wygodny, to zawsze może wybrać się do Morskiego Oka...
Tuż po pokonaniu kolejnej kładki usłyszałem w oddali odgłos przypominający silnik samochodu. Chwilę później zza zakrętu wyłoniła się ciężarówka z grupą osób na pace. Krótka wymiana zdań z kierowcą (Gdzie jedziecie? – Na górę – Weźmiecie nas z sobą? – Wsiadajcie) i chwilę później zamiast maszerować z ciężkimi plecakami, pokonywaliśmy trasę samochodem. To był jeden z ciekawszych stopów, jaki udało mi się złapać.
Zgodnie z prawem Murphy’ego albo kogoś innego, oczywiście od momentu, w którym zabraliśmy się okazją, droga na górę była już łatwiejsza. Kładki przez rzekę były solidniej zbudowane i miały nawet poręcze (!). My jednak cieszyliśmy się, że możemy chwilkę odpocząć. Przy okazji okazało się, że grupa ludzi jadących samochodem to Polacy, którzy podobnie jak my chcieli wejść na Pik Czerskiego. Bardzo to nas ucieszyło i to z kilku powodów: po pierwsze zawsze to miło spotkać w środku Syberii rodaków, po drugie, dowiedzieliśmy się, że bez większych trudności przed wieczorem dojdziemy do stacji meteorologicznej. W tej sekundzie mroczna wizja rozbijania namiotu w deszczu i marznięcia przez całą noc została zastąpiona miłym obrazem ciepłego posiłku oraz ruskiej bani.
Podjechaliśmy samochodem jakieś pół godziny, potem droga zamieniła się w ścieżkę, którą trzeba było pokonać o własnych nogach. Dojście do stacji zajęło nam ok. 2 godziny, przy czym muszę przyznać, że ostatnie minuty były naprawdę bardzo ciężkie – deszcz, stromy teren, ciężki plecak, woda na szlaku i śliskie podłoże skutecznie utrudniały marsz. Pomimo tego około godziny 20:00 zobaczyliśmy stację meteorologiczną – cel dzisiejszego etapu naszej podróży. W stacji rozłożyliśmy się (wraz ze spotkanymi Polakami) w małym domku przeznaczonym dla turystów. Miejsce to miało dwie niezaprzeczalne zalety – dach (czyli nie padało nam na głowy) i piecyk (czyli wreszcie było ciepło). Więcej do szczęścia naprawdę nie potrzeba. Wieczorem wygrzaliśmy się w bani, zjedliśmy kolację i poszliśmy spać.
Środa, 13 sierpnia. Stacja Meteorologiczna – Pik Czerskiego – Stacja Meteorologiczna.
Wstaliśmy koło 7 rano (tym razem nam się udało;-), zjedliśmy małe śniadanie i zaczęliśmy pakować nasze rzeczy przed wyjściem w góry. Mniej więcej o 8 rano przewodnik wycieczki Polaków powiedział swojej grupie, że z powodu dużych opadów deszczu (lało non stop od poprzedniego popołudnia) poziom wody w rzece podniósł się dosyć znacznie. Wobec tego oni rezygnują z wejścia na Pik Czerskiego i wracają na dół nad Bajkał.
Początkowo byliśmy troszkę przestraszeni i też chcieliśmy wracać, jednak po rozmowie z pracownikami stacji i z innymi spotkanymi turystami zdecydowaliśmy się wyruszyć w góry. Przed samym wymarszem zerknęliśmy na dokładną mapę okolic, pożyczoną nam przez grupkę sześciu Rosjan. Ich przewodnik, Sasza, objaśnił nam w miarę dokładnie trasę, jaką mieliśmy iść i powiedział, że przejście przez Pik Czerskiego, Czekanowskiego i zejście do Bajkału nie powinno zająć nam dłużej niż 3 dni.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż