Syberia
artykuł czytany
9804
razy
Ten odcinek Kolei Transsyberyjskiej zbudowany został jako ostatni. Przed jego oddaniem pociągi transportowane były przez Bajkał na statkach. Sama Kolej Krugobajkalska to zabytek techniki inżynieryjnej, o czym przekonaliśmy się już po chwili. Tory ułożone są nad samym jeziorem, znajdują się jednak ok. 10 metrów nad poziomem wody. Wszystko przez to, że w tym miejscu brzeg Bajkału jest bardzo stromy i skalisty. Aby móc ułożyć tory trzeba było wysadzać skalisty brzeg lub przebijać w nim tunele. Ponoć na jeden kilometr trasy zużywany był jeden wagon materiałów wybuchowych. Przeszliśmy się do drugiej stacji (dotarliśmy do niej po ok. 2 godzinach marszu), odpoczęliśmy trochę i ruszyliśmy z powrotem. Po drodze spotkaliśmy ponownie wspomnianą wcześniej wycieczkę Polaków (ale ta Syberia mała…;-).
Wieczorem wróciliśmy do Sljudanki, zabraliśmy nasze bagaże, podziękowaliśmy za gościnę i wyruszyliśmy na dworzec kolejowy. Przed północą jechaliśmy już nocnym pociągiem do Ułan- Ude, stolicy autonomicznej republiki Buriacji.
Sobota, 16 sierpnia. Ułan– Ude – Iwolginskij Datsan.
W Ułan- Ude byliśmy o 6 rano. Chcieliśmy znaleźć dworzec autobusowy i zorientować się, o której godzinie odjeżdżają autobusy do Iwołginskiego Dacanu. Plan był prosty, jego wykonanie zajęło nam trochę czasu. Klimat i duszę miasta najlepiej poznać można spacerując po nim, dlatego postanowiliśmy urządzić sobie poranny spacer i dotrzeć do dworca autobusowego na piechotę. Zostawiliśmy bagaże w przechowalni i uzbrojeni w plan miasta z przewodnika ruszyliśmy przed siebie. Aha, czy wspominałem już, że cały czas padało? Znalezienie dworca okazało się trudniejsze niż myśleliśmy i trwało trochę dłużej (dworzec autobusowy oddalony jest od kolejowego o kilka kilometrów), ale pozwoliło nam dokładnie zorientować się w topografii miasta
Na dworzec trafiliśmy około 9:00 przemoczeni do suchej nitki. Sprawdziliśmy godziny odjazdu autobusów (nas interesował ten popołudniowy, odjeżdżał o 17:00), zjedliśmy regionalną potrawę buriacką będącą czymś w rodzaju pierogów z mięsem (nawet dobre) i rozgrzaliśmy się kawą. Po 10:00 deszcz ustał, więc ruszyliśmy w miasto. Te kilka godzin deszczu zrobiło swoje. Spora część ulic i chodników tonęła w wodzie, co nie przeszkadzało mieszkańcom przechodzić przez środek kałuż nie przejmując się o swoje obuwie.
Miasto jest dosyć przyjemne i wyróżnia się ogromnym pomnikiem – głową Lenina – na centralnym placu. Nie jest może tak ładne jak Irkuck, ale w dalszym ciągu nie przypomina stereotypowego betonowego zbiorowiska bloków mieszkalnych. Pochodziliśmy trochę po centrum, zrobiliśmy zakupy, przed 17:00 znaleźliśmy się z bagażami z powrotem na dworcu autobusowym (tym razem pojechaliśmy marszrutką bezpośrednio ze stacji kolejowej), a niecałą godzinę później wysiedliśmy na przystanku koło Iwołginskiego Dacanu.
Miejsce to jest centrum buddyzmu w Rosji i choć pewnie nie umywa się do tego, co zobaczyć można np. w Chinach, to i tak zrobiło na mnie wrażenie. Żółte dachy świątyń w promieniach zachodzącego słońca robiły wrażenie pozłacanych, wszystkie budynki pomalowane były w „wesołe” kolory, wszędzie widać było rzędy buddyjskich młynków modlitewnych, a całość nastrajała bardzo pozytywnie.
Planowaliśmy przenocować w hoteliku znajdującym się na terenie dacanu i poprosiliśmy pierwszego napotkanego mnicha – kilkunastoletniego chłopaka, żeby pokazał nam drogę do tego miejsca. Po znalezieniu budynku hotelu okazało się, że osoba odpowiedzialna za wydawanie kluczy poszła już do domu i wróci dopiero następnego dnia rano. Byliśmy przekonani, że pod koniec podróży będziemy jednak musieli przenocować w namiocie, w chwilę później okazało się, że i tym razem dopisało nam szczęście – poznany przed chwilą młody mnich bez wahania zaoferował nam nocleg w swoim domu!
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż