podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » Syberia
reklama
Paweł Bąk
zmień font:
Syberia
artykuł czytany 9804 razy
Pokrzepieni tymi informacjami wyruszyliśmy w góry. Pierwszy nasz cel – Pik Czerskiego wydawał się być łatwy do zdobycia. Według przewodnika jest to popularny cel wycieczek i dotarcie na niego nie powinno być problemem. Ha, tylko dlaczego ścieżka, którą idziemy co chwilę się rozwidla, skręca, zawraca, łączy się z inną i znowu rozdziela na kilka innych, tak bez końca? Na każdym takim rozstaju dróg staraliśmy się wybrać ten wariant, który wydawał się bardziej uczęszczany (czytaj: ścieżka była szersza). W ten sposób dziwnym trafem po około trzech godzinach znaleźliśmy się na czymś, co według nas musiało być Pikiem Czerskiego. Problem tylko w tym, że dookoła nas była mgła, padał śnieg, a widoczność była praktycznie zerowa. Postaliśmy trochę na szczycie i po pewnym czasie poprzez mgłę zobaczyliśmy kontury jeziora Serce, leżącego poniżej wierzchołka. To utwierdziło nas w przekonaniu, że tym razem dotarliśmy tam, gdzie chcieliśmy (dla informacji, jeżeli jakieś 100 metrów przed szczytem będziecie mijać pomnik poświęcony zmarłej w górach alpinistce, a na samym szczycie znajdziecie drewniany krzyż, to oznacza, że jesteście właśnie na Piku Czerskiego).
Staliśmy sobie na górze i stwierdziliśmy, że tak szczerze mówiąc to nie chce się nam dalej iść z plecakami, moknąć i marznąć. Zamiast rozbijać namiot i próbować rozpalać ognisko wolimy wrócić sobie na Stację, wygrzać się przy piecu lub w bani i wysuszyć nasze rzeczy. Zdecydowaliśmy się wrócić tam, skąd rano wyruszyliśmy. W końcu mamy urlop, możemy robić to, co chcemy i zmieniać plany w każdej chwili, no nie?
W drodze powrotnej spotkaliśmy Rosjan, z którymi rozmawialiśmy rano, zamieniliśmy kilka słów (oni też szli na Czerskiego) i spokojnym tempem wracaliśmy na Stację. Tam przebraliśmy się w suche rzeczy, rozwiesiliśmy mokre nad piecykiem, skorzystaliśmy z bani i zaczęliśmy zaznajamiać się z innymi ludźmi, których wbrew pozorom i padającemu deszczowi w okolicy było wcale niemało.
W tym miejscu będzie dosyć długa dygresja na temat tego, jakie osobowości można spotkać 6000 km od Polski i o tym, że w zasadzie w niczym nie różnią się od tych, z którymi mamy do czynienia na co dzień (odkrywcze stwierdzenie ;-)).
Pierwszą poznaną osobą była Gula. Gula należała do grupy, którą spotkaliśmy na stacji rano, i którą minęliśmy w drodze powrotnej z Piku Czerskiego. Z powodu nadwerężonej nogi nie poszła z innymi w góry, zostając na Stacji i przygotowując posiłek dla reszty grupy, która wrócić miała lada chwila. Gula była Tadżyczką, jakieś 5 lat temu uciekła ze swojej ojczyzny z powodu wojny i przyjechała do swojej siostry mieszkającej na Syberii. Jak sama twierdziła, wychowana była w tradycyjnej rodzinie, jednak ta tradycyjność była dość często połączona z nowoczesnością. I tak na przykład, według Guli miłość i małżeństwo to dwie sprawy, które nie muszą mieć ze sobą wiele wspólnego. Małżeństwo ma na celu przedłużenie rodu i bardziej jest związkiem z rozsądku niż z miłości. Pomimo tradycjonalizmu Gula jest też emancypantką i uważa, że skoro jej mąż może wyjść z domu i wrócić za kilka dni, to ona też ma do tego prawo (jednym z takich jej wyjść była właśnie ta wyprawa w góry). Tak długo, jak oboje siebie szanują i nie dociekają zbytnio przyczyn nieobecności drugiej osoby, wszystko jest w porządku. Spędziliśmy z Gulą sporo czasu na rozmowach o wszystkim i o niczym. W międzyczasie pojawiła się reszta jej grupy, czyli Sasza I (przewodnik), Sasza II, Tania i jeszcze dwie kobiety, których imion niestety już nie pamiętam. Zostaliśmy zaproszeni na wspólną kolację. Przy jedzeniu, naszej Żubrówce i spirytusie poznaliśmy dokładniej resztę towarzystwa. Zaznajomiliśmy się także z Andriejem i z Sieriożą, pracownikami Stacji.
Andriej na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie trochę gburowatego, prostego (bez negatywnych skojarzeń) człowieka, zahartowanego przez życie. Natomiast po spędzeniu z nim trochę więcej czasu okazuje się, że to bardzo sympatyczny, chociaż trochę małomówny człowiek. Muszę przyznać, że pomimo stereotypowego obrazu dotyczącego libacji alkoholowych za Bugiem, kolacja zorganizowana na Stacji potwierdziła, że kulturą picia Rosjanie (przynajmniej ci poznani przeze mnie) biją nas na głowę. Same toasty wygłaszane przed każdą kolejką nie ograniczają się do prostych „na zdrowie” czy „na drugą nóżkę”, ale są rozbudowanymi historyjkami z morałem. Na przykład:
„W pewnym kraju żył sobie dobry król i zły szaman. Ten drugi, chcąc ośmieszyć króla przed jego poddanymi wymyślił następujący podstęp. Złapał malutkiego ptaszka (babuszkę) i ukrył go w ręku. Chciał podejść do króla i zapytać go, co trzyma w ręce. „Król jest mądry, więc chyba zgadnie, że trzymam w ręku babuszkę” – myślał, – „Ale jak zadam mu pytanie, czy babuszka jest martwa czy żywa, na pewno nie uda mu się odpowiedzieć prawidłowo. Jeżeli odpowie, że jest żywa, zgniotę ją w ręce, zabiję a potem pokażę królowi nieżywego ptaka. Jeżeli zaś odpowie, że jest martwa, otworzę rękę z żywą babuszką. To pokaże poddanym, że król nie jest nieomylny i będę łatwo mógł przejąć władzę”. Jak planował, tak też uczynił. Król poprawnie udzielił odpowiedzi na pytanie, co szaman trzyma w ręce. Gdy padło drugie pytanie: „Najjaśniejszy Panie, a czy ta babuszka, którą trzymam w ręku, jest żywa, czy martwa?” szaman usłyszał odpowiedź: „Wszystko w twoich rękach szamanie. Jeżeli zechcesz, ściśniesz dłoń i babuszka będzie martwa. Jeżeli zechcesz, otworzysz dłoń i babuszka będzie żywa” Tak więc, moi drodzy, pamiętajcie, że wszystko jest w waszych rękach. To od was zależy, jak przeżyjecie wasze życie, czego dokonacie i co pozostawicie innym. I za to napijmy się”.
Tak w miłej atmosferze, minął nam cały wieczór. Koło północy Andriej odszedł na chwilę od stołu, usiadł przy starej radiostacji, pochodzącej chyba z początków XX wieku i rozpoczął nadawanie prognozy pogody. Wrażenie było niesamowite: noc za oknami, krople deszczu uderzają w parapet, wewnątrz palą się świece, a w ich świetle Andirej wykrzykuje do mikrofonu szereg niezrozumiałych dla nas cyfr, przerywanych głośnym „Chamar Daban, Chamar Daban, wy mienia slyszytie?” Czułem się jak cofnięty o sto lat i przeniesiony daleko od cywilizacji, uczestnik pierwszych eksperymentów z łącznością radiową. Dla mnie Stacja Meteorologiczna pozostanie kolejnym magicznym miejscem na mapie świata, z którym łączyć mnie będą wspaniałe wspomnienia
Strona:  « poprzednia  1  2  3  4  [5]  6  7  8  9  10  11  następna »

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Mała Antarktyda o tysiącu nazwach
»  Bliżej niż myślisz... Kaukaz - najwyższe góry Europy
»  Moskwa
»  Samochodem po bezdrożach Rosji
»  TIR-em do domu, cz. I
»  TIR-em do domu, cz. II
»  Kuryle - Jak daleko na koniec świata
»  Sankt Petersburg
»  Rosja - Mongolia
»  Ural Polarny
»  Elbrus 2004 - studencka wyprawa turystyczno-naukowa
»  Gdzie Słońce nie zachodzi...
»  Za górami, za lasami...
»  Kaukaz oczami wspinacza
»  Oczami "turistów-alpinistów"
»  Koleją Transsyberyjską na wschód
»  Lądem z Rzeszowa do Bangkoku
»  Cinquecento do Kazachstanu przez Ukrainę i Rosję 2004
»  Chibiny - przez kopalnię na szczyt
»  Bal w Carskim Siole - współczesna rekonstrucja i słów kilka o Bursztynowej Komnacie
»  Pociągiem z Polski do Chin przez Rosję i Mongolię
»  Z wizytą u tuwińskiej szamanki
»  Wyprawa do Korei Południowej
»  Expedycja III Sey Kraków-Pekin
»  Rosja Polarna 2008
»  Rosja – Daleki Wschód i Kamczatka
»  Wyprawa Silk Road'2009
»  Ekspedycja Elbrus 2010
»  W dzikie serce Azji - AŁTAJ 2010
fotoreportażfotoreportaż
» Expedycja Morze Czarne 2004 - Tomasz Kempa
wyróżniona galeria
górapowrót
kursy walutkursy walut
Rosja (rubel) 1 RUB =  5 groszy
[Źródło: aktualny kurs NBP]