Krym 2002
artykuł czytany
3211
razy
Jeden z pasażerów trolejbusu polecał nam odwiedzić Karasan - miejscowość nadmorską. Spodziewając się pięknej plaży z wieloma trudami dojechaliśmy w końcu "autostopem" Ładą Samarą za 10HRN nad morze i tu lekkie rozczarowanie - plaża betonowa. Pograliśmy w karty, popływaliśmy i w końcu wdrapałem się z Krzysiem na górującą nad plażę skałę, gdzie znajdują się sanatoria. Tu dopiero można spojrzeć na piękne krymskie wybrzeże - między innymi Aju-dah. Szkoda, że często wrażenie psują betonowe bloki hotelowe.
Ponownie tylko we dwójkę pojechaliśmy z Krzysiem na wycieczkę do Ałupki. Z Jałty marszrutką nr 27 za 2,5 HRN. Przechodząc przez park doszliśmy do pałacu, który lekko mnie zadziwił. Spodziewałem się skromnej budowli, a tu ogromny pałac w angielskim stylu z wieżami obronnymi zaprojektowany przez Anglika, który o dziwo nigdy tu nie był. Pięknie po rosyjsku poprosiłem o bilet za 6 HRN ( dla innostrańców 14HRN ). Pałac zwiedza się tylko z przewodnikiem, a jest co zwiedzać. Prawie godzinkę oglądaliśmy wnętrza pałacu rosyjskiego gubernatora Woroncowa, jednego z bogatszych ludzi w Rosji początków XIX wieku. Według przewodniczki styl pałacu to Anglia XVI wieku i Rosja XIX. W czasie konferencji jałtańskiej w 1945 roku mieszkała tu delegacja angielska i jej członkowie z Churchilem na czele byli pałacem zachwyceni. Bogato zdobione sale - chińska, niebieska, bilardowa, liczne obrazy, rzeźby podobać się muszą każdemu. Równie piękne są ogrody pałacowe z widokami na góry z jednej i morze z drugiej strony. Kamienista plaża przy pałacu zachęcała do kąpieli, my jednak pojechaliśmy z powrotem do Jaskółczego Gniazda. Można tu dostać się pieszo od trasy Ałupka - Jałta i tak dostaliśmy się w okolicę tego małego pałacyku na skale, w którym mieści się restauracja. Wymagało to trochę wysiłku - trzeba przejść po schodach około 2 kilometrów. Prostszym sposobem jest rejs stateczkiem z Jałty co dodatkowo umożliwia spojrzenie na pałacyk od strony morza. Aby wejść na skałę, gdzie znajduje się budowla trzeba zapłacić 2HRN. Obok Jaskółczego Gniazda znajduje się cudna plaża, ale niestety jest udostępniana tylko pensjonariuszom sanatorium. Dalej popłynęliśmy już statkiem - za 9HRN kupiłem bilet do Gurzufa. Niestety ponownie wspaniałe widoki na wybrzeże psują liczne betonowe hotele. W czasie przesiadki w Jałcie spotkaliśmy grupę polskich turystów z Poznania, którzy jak my zwiedzali Krym od Sewastopola. Oni jednak spali w namiotach, które niestety trzeba było nosić na plecach. Nie wiem czy przy niskich cenach za noclegi jest to najlepsze rozwiązanie. W Gurzufie w końcu poszliśmy na plażę i ponieważ nie mieliśmy przepustki z sanatorium trzeba było zapłacić 2HRN za wstęp. Wśród pięknych widoczków na Aju-dah i skały w morzu odpoczęliśmy i popływaliśmy w spokojniejszym już nieco morzu. Po krótkim spacerku wśród ciasnych uliczek miasteczka będącego niegdyś ulubionym miejscem artystów spędzających czas na Krymie - bywał tu również Mickiewicz. Nie tak łatwo stąd wyjechać - najpierw mała wspinaczka uliczkami do przystanku, potem przejazd marszrutką do trasy i w końcu trolejbus do Ałuszty. Tym razem zamiast piwka nasennie wypiliśmy słodkiego winka za jedyne 12HRN za litr - pycha.
Po raz drugi pojechaliśmy na wycieczkę organizowaną. Za 55 HRN od głowy wsiedliśmy do marszrutki, a celem naszej wyprawy był Wielki Kanion. Całą drogę z Ałuszty do Jałty nawiedzony przewodnik nadawał po rosyjsku o miejscach mijanych przez nas, które my już wcześniej zwiedziliśmy. po godzince dojechaliśmy do dolnej stacji kolejki linowej na Aj-Petri. Bilety za 10 HRN my mieliśmy już zapłacone w cenie wycieczki. Kolejka pokonuje prawie 1000 metrów wysokości wyjeżdżając na ponad 1200 metrów n.p.m.. Widoczki w tracie jazdy i na górze rewelacyjne. Na górze, gdzie można też dojechać od drugiej strony samochodem, mieliśmy czas wolny by skosztować wyśmienitych win o wyjątkowym aromacie - można się upić w trakcie degustacji. Sprzedających masa - ceny znacznie wyższe niż nad morzem - litr 20 HRN. Również bardzo dużo barów, w jednym z których skosztowaliśmy zupy z baraniny i baranich szaszłyków. Nasz minibus czekał na nas i przez Aj-petrińską jajłę zawiózł nas do ujścia Wielkiego Kanionu, który nie okazał się być aż tak wielki. Celem naszej wędrówki była "wanna młodości". Po dość wyczerpującym przejściu dla niektórych uczestników doszliśmy do niej. W górskiej rzeczce, która po opadach zamienia się czasem w dużą rzekę, znajduje się wypełniony wodą dół o głębokości ponad 6 metrów. Po krótkiej wędrówce powyżej wanny, gdzie zorganizowane wycieczki nie przechodzą, wróciliśmy by wykąpać się w "wannie" w celu uzyskania wiecznej młodości. Skoki ze skał do wody o temperaturze 9 stopni Celsjusza były ogromną frajdą. Odmładzaliśmy się 4 razy. Przy tak niskiej temperaturze można wytrzymać w wodzie zaledwie kilka sekund, ale orzeźwieni byliśmy na długo. Oczywiście wśród kąpiących się nie mogło zabraknąć i Krzysia. Po małej próbie w płytszej wodzie stwierdził - tatusiu jeszcze. Wrzuciłem go więc do głębokiej "wanny" i wynurzył się z wody zachwycony. Do busika wracaliśmy już wzdłuż rzeki, a szlak nieco przypominał mi te ze Słowackiego Raju - tylko tu nie było drabinek.
Ponieważ poprzedniego dnia wieczorem nieźle popadało nie liczyliśmy na dobrą pogodę i już wcześniej kupiliśmy bilety do Sudaka. Na dworcu jednak po burzliwej dyskusji zmieniliśmy nasze plany i wróciliśmy do pierwotnego planu zdobycia Czatyrdahu. Zostawiliśmy bagaże w przechowalni za 0,9 HRN, oddaliśmy bilety - potrącili po 3 HRN i kupiliśmy nowe na 16.30 za 9 HRN. Krzyś, Kinga i Paweł pojechali na plażę, a ja, Olek i Maciek wsiedliśmy do trolejbusu, który dowiózł nas do Przełęczy Angarskiej ( 752m n.p.m. ). Ponieważ w przewodniku trasę oceniano na 3 godziny narzuciliśmy dość spore tempo. Byliśmy bez bagaży co znacznie ułatwiło zadanie. Zabłądzić się nie dało - z mapy korzystaliśmy tylko kilka razy. Początkowo miły spacerek przez piękny las bukowy, a potem już wspaniałe widoki nad piętrem lasów na okoliczne góry i sam szczty Ekizi-Burun (1527m n.p.m. ) będący drugim co do wysokości szczytem Krymu. Na szczyt doszliśmy po 1,5 godzince intensywnego marszu i po krótkim odpoczynku uciekaliśmy w dół przeszywani chłodnym wiatrem. Kolejne 1,5 godzinki i byliśmy na przełęczy z powrotem, skąd trolejbus zabrał nas do Ałuszty. Zdążyliśmy zatem jeszcze na obiadek do niedrogiej jadłodajni Bambukas i na krótką kąpiel do morza wśród znów ogromnych fal.
Zamiast spodziewanego przez nas autobusu podjechał minibusik i kierowca nawet nie chciał słyszeć o zabieraniu nas z plecakami. Zrobiliśmy więc małą awanturę, pokazaliśmy, że w kasie sprzedano nam bilety na bagaż i na prawie na siłę zaczęliśmy się pakować do busika. W końcu kierowca ustąpił i rozlokował plecaki po całym busie. Zrozumiałem jego zdenerwowanie w czasie 2,5 godzinnej jazdy wzdłuż dzikiego wybrzeża krymskiego. Plecaki przeszkadzały zabierać większe ilości pasażerów, za których przewóz brał do własnej kieszeni. Nikomu nie przeszkadzało, że bus był pełny. Mijaliśmy prześliczne, nieskażone cywilizacją okolice, w które warto się wybrać pod namiot własnym samochodem. Do Sudaka dojechaliśmy gdy słońce właśnie chowało się za horyzont. Ponieważ nie planowaliśmy dłuższego pobytu znaleźliśmy kwaterę blisko dworca za 6 HRN od osoby. Po raz pierwszy mieliśmy na kwaterze łazienkę z prawdziwego zdarzenia - była nawet sauna.
Do centrum Sudaka z dworca jest spory kawałek drogi i do twierdzy genueńskiej dojechaliśmy marszrutką za 1,5 HRN. Bilety do zamku 4 HRN. Twierdza prezentuje się rewelacyjnie zwłaszcza z oddali. Mury otaczają całe nadmorskie wzgórze. Najpierw we wschodniej części obejrzeliśmy kościół i najlepiej zachowaną wieżę obronną. Stąd też roztaczają się piękne widoki na miejską plażę w Sudaku. Co dziwne chodząc po dość wysokich murach nie ma tam żadnych zabezpieczeń. Każdy dba o swoje zdrowie i bezpieczeństwo sam. Do najwyższej części zamku dochodzimy od drugiej strony twierdzy, skąd rozpościera się piękna panorama na skały Sokoła i Nowy Świat.
Czekaliśmy dość długo na marszrutkę, ale w końcu wzięliśmy za 10 HRN taksówkę do Nowego Świata. Kiedyś był to podobno kurort radzieckich prominentów i kosmonautów, ale teraz każdy może wylegiwać się na plaży z widokami na skały 500 metrowej góry Sokół z jednej strony i znacznie niższe Koba-Kaja z drugiej.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż