podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Krym 2002
reklama
Piotr Bułacz
zmień font:
Krym 2002
artykuł czytany 3211 razy
Ekipa podziwiała widoki z dołu, a ja postanowiłem zobaczyć jak wygląda to z góry. podejście było krótkie, ale dość strome. Zabrało mi około godzinki, ale udało mi się nie zabłądzić mimo braku mapy. Widoki z góry prześliczne. Z jednej strony twierdza w Sudaku a z drugiej krymskie góry, zatoka w Nowym Świecie i Koba-Kaja.
Po powrocie kąpiel z Krzysiem i ponieważ było dość wcześnie postanowiłem wejść również na Koba-Kaja z drugiej strony zatoki. Górka ma zaledwie 165 metrów i po pół godzince była moja. Za nią rewelacyjne widoki na trzy zatoki Zieloną, Rozbójnicką i Błękitną i podobno słynną Carską Plażę. Można tam przejść również wzdłuż brzegu dołem, ale na to już brakło mi czasu. Pogoda trochę się pogorszyła i zrobiło się późno wróciliśmy zatem na kwaterę.
Tym razem postanowiłem wykonać fotografie o wschodzie słońca i obudziwszy się o 5 rano zrobiłem sobie godzinny spacerek na plażę w Sudaku. Stanąłem na wychodzącym w morze falochronie obok ostro dyskutujących po rosyjsku wędkarzy i czekałem, aż słońce oświetli zamek na skale wznoszącej się nad plażą. Kilka fotek i trzeba było wracać do śpiącego towarzystwa. Zrobiłem im pobudkę, zjedliśmy śniadanko i o 9.40 już siedzieliśmy w autobusie do Teodozji ( inna nazwa miasta to Fedocja ). Poszukiwania noclegu tym razem były nieco dłuższe - ofert nie brakowało, ale ponownie dworzec był oddalony znacznie od centrum miasta i proponowane kwatery nie zachwyciły nas. W końcu zdecydowaliśmy się na mieszkanie w blokach w pobliżu dworca za 8 HRN od osoby. Na plażę mieliśmy blisko i wreszcie była to plaża piaszczysta, szeroka - taka do jakiej przyzwyczajeni jesteśmy w Polsce. Obok plaży jadłodajnia z domową kuchnią - obiady za 5-10 HRN oraz sprzedający winko. Wieczorem pospacerowaliśmy jeszcze po centrum pięknego kurortu.
Za 40 HRN wybraliśmy się na wycieczkę morską do Kara Dag - rezerwatu wulkanicznych skał ze słynnymi Złotymi Wrotami. Najpierw obejrzeliśmy ruiny twierdzy w Teodozji od strony morza, potem skalne wybrzeża według słów przewodniczki z obserwatorium życia pozaziemskiego. Po 2 godzinach dopłynęliśmy do wyrastających z morza na ponad 300 metrów skał Kara Dagu. Przepłynęliśmy oczywiście pod Złotymi Wrotami wypowiadając życzenia, które na pewno się spełnią. W jednej z zatoczek zatrzymaliśmy się na godzinną przerwę. Zażywaliśmy kąpieli najpierw pod niewielkim wodospadem spadającym ze skał, potem w morzu, a w końcu w słońcu. Opalanie kontynuowaliśmy w trakcie drogi powrotnej na stateczku. W Teodozji udaliśmy się na dworzec i tu po wielu perypetiach i wypełnieniu licznych formularzy wymieniliśmy nasze bilety powrotne do Lwowa z bezpośrednich na takie z przesiadką w Odessie. Zamiast spędzać półtora dnia w pociągu lepiej jechać dwie noce, a dzień przeznaczyć na zobaczenie jeszcze jednego kawałka Ukrainy. Dopłacić musieliśmy jedynie 15 HRN.
Tym razem we trójkę - ja, Krzyś i Paweł wstaliśmy wcześniej by pojechać do Kerczu. Kinga z Maćkiem postanowili spędzić dzień na plaży, a Olek już tego dnia wyjeżdżał w drogę powrotną do Polski. O 6.20 miał odjeżdżać autobus z dworca, ale po pół godzinie oczekiwań poszliśmy na dworzec kolejowy, gdzie jednak też nie było żadnych połączeń. Gdy chcieliśmy kupić bilety na następny autobus na 8.10 kasjerka radziła jeszcze poczekać na "nikołajewski" z 6.20 i miała rację. Tuż po 7.00 podjechał autobus, który za 9,60 HRN zabrał nas do Kerczu. Okazało się, że nasze miejsca były klasy bussines. Gdy oparliśmy się o nie poleciały do tyłu zatrzymując się dopiero na siedzeniach za nami. Takiego luksusu w autobusie jeszcze nie pamiętam. Dobrze tylko, że za nami nikt nie siedział. Około 9.00 byliśmy na dworcu w Kerczu, który nieco różnił się od innych dworców na Krymie. Wkoło pełno było sklepików i reklam, a do centrum jak się potem okazało było całkiem niedaleko. My niestety wsiedliśmy w marszrutkę nr 5, zgodnie z radą tubylca i zamiast wysiąść po 2,3 przystanakach pojechaliśmy do końca trasy. Trzeba było po kolejnej konsultacji przejechać z powrotem do miasta. Tu widząc jakieś wzgórze wysiedliśmy. Pytaliśmy o Carski Kurhan, ale nikt nie wiedział za bardzo o co nam chodzi. W końcu pytając o drogę trafiliśmy na lekko wypitego, przemiłego tubylca Paszę wracającego po całonocnej pracy i imprezie w nocnym lokalu, który postanowił zostać naszym przewodnikiem. Po ogromnych schodach - około 400 stopni, wspięliśmy się na górę Mitridat - Pasza liczył stopnie, ale szło mu ciężko. Na szczycie pomniki bohaterów desantu z czasów drugiej wojny światowej, a dokoła widoki na miasto. Pasza opowiadał nam dużo o zakładach produkcyjnych, portach. Dowiedzieliśmy się, że w ostatnim czasie liczba mieszkańców spadła ze 190 tys do 120 tys , gdyż reszta wyjechała za chlebem do Rosji. Jak stwierdził w Kerczu można być albo marynarzem, albo bandytą, dlatego on uczy się w szkole morskiej. Na jednym ze zbocz góry obejrzeliśmy ruiny Pontikapajonu - miasta z VI wieku p.n.e. Po zejściu z góry poszliśmy obejrzeć cerkiew Św. Jana Chrzciciela z VIII wieku. Akurat trwało nabożeństwo i mogliśmy obejrzeć ubranych w odświętne stroje popów i żebrzących przed wejściem żebraków. Dalej poszliśmy na plac ze złotym gryfem, pod którym rozmieszczono woreczki z ziemią z wielu radzieckich miast-bohaterów. na placu akurat odbywała się antyukraińska demostracja zwolenników przyłączenia Krymu do Rosji. Nie wiedzieć czemu wśród uczestników sami emeryci. Pasza był tak miły, że zaprosił nas jeszcze na dwa piwka, po spożyciu których zacząłem się martwić czy trafi do domu. Zapewniał nas, że bez problemu i był rozczarowany, że nie przyjęliśmy jego zaproszenia na obiad. My jednak podziękowaliśmy mu serdecznie za pomoc i poszliśmy w kierunku dworca, by zwiedzać dalej. Na dworcu zapytaliśmy o dojazd do Jennikale, gdzie chcieliśmy obejrzeć ruiny twierdzy tureckiej. Od skrzyżowania, gdzie nas wysadzono trzeba było dojść około 2 kilometrów, ale nie stanowiło to dla nas problemu. Przy twierdzy, którą okazała się być baaardzo malutka wykąpaliśmy się w morzu i weszliśmy na mury i do wieżyczek - nie było to wielkim wysiłkiem. Po powrocie do centrum marszrutką nr4 pojechaliśmy do Carskiego Kurhanu. Znów dość sporo musieliśmy dojść pieszo, ale gdy ujrzeliśmy w polach kopiec ziemi z dość nowoczesną chałupką i anteną satelitarną oraz biegnące we wszystkie strony liczne linie wysokiego napięcia nie mogliśmy uwierzyć, że to tu. Okazało się, że przy chałupce znajduje się kasa a kopiec to kurhan. Zapłaciliśmy po 2 HRN ( innostrańcy 10 ) i weszliśmy do środka. Mówiąc szczerze spodziewałem się czegoś więcej. Mający 2400 lat grobowiec jest chyba większą atrakcją dla miłośników archeologii. Największe wrażenie robią fragmenty napisów i płaskorzeźb na kamieniach ułożonych przed grobowcem. Obejrzeliśmy jeszcze z okien autobusu kamieniołomy adżimuszkańskie i pojechaliśmy do centrum. Po obiedzie Krzyś namówił nas jeszcze na czeskie wesołe miasteczko, gdzie polatał na latających donaldach i o 18.00 wsiedliśmy już do autobusu powrotnego do Teodozji. Okazało się, że to ten sam autobus, który nas tu przywiózł. Zajęliśmy więc oczywiście te same miejsca leżące i cała drogę powrotną przespaliśmy.
Ostatniego dnia na Krymie pojechałem jeszcze wcześnie rano zwiedzić Teodozję. Dojechałem marszrutkami do ruin twierdzy genueńskiej. XIV-wieczny kompleks został prawie całkowicie zdewastowany. Baszta Klemensa i baszta Krisko połączone murem i ormiańskie cerkiewki wydają się być zapomniane przez cały świat. Nie ma tu turystów i instytucji zajmujących się zabytkami. Nie ma żadnych kas, nie ma ogrodzeń. Pospacerowałem po ruinach około pół godzinki - po drugiej stronie murów obronnych znajdowało się podwórko, na którym facet ciął właśnie blacharkę samochodową. Cała ta stara dzielnica Teodozji jest w odróżnieniu od nadmorskiego centrum bardzo zaniedbana. Po wielu trudach odnalazłem zamknięte niestety meczet i XV-wieczną cerkiew św. Sergiusza z równie starą dzwonnicą. Obok cerkwi znajduje się grób najsłynniejszego artysty Teodozji - malarza marynisty Ajwazowskiego. Spacerując do centrum obejrzałem jeszcze basztę Konstantyna z XV wieku i fontannę Ajwazowskiego. Przy nadmorskim deptaku zwiedziłem jeszcze dom artysty - wstęp 9 HRN. Dużo tam obrazów głównie o tematyce morskiej oraz licznych pamiątek po malarzu.
Wróciwszy do reszty zastałem ich już na plaży i sam skorzystałem jeszcze z kąpieli morskiej - po raz ostatni jak się potem okazało w tym roku. Na dłuższe wylegiwanie nie było za bardzo czasu i po obiedzie dość szybko marszrutką pojechaliśmy do Symferopola, gdzie bez problemów zapakowaliśmy się do pociągu do wagonu "kupiejnego" i dość szybko zasnęliśmy.
Strona:  « poprzednia  1  2  3  [4]  5  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
Ukraina (hrywna) 1 UAH =  13 groszy
[Źródło: aktualny kurs NBP]