Krym 2002
artykuł czytany
3204
razy
W Odessie byliśmy o 7.00 i zaraz po zostawieniu bagażu w przechowalni wsiedliśmy do marszrutki odjeżdżającej do Białogrodu za jedyne 7 HRN. Po pokonaniu 100 kilometrów w ciągu półtorej godzinki próbowaliśmy znaleźć busa do zamku akermańskiego, ale okazało się, że takich połączeń nie ma. Wzięliśmy zatem taksówkę i kosztowała nas ona 1 HRN od głowy. Twierdza Akerman była w przeszłości bardzo istotna strategicznie. Leżąc u ujścia Dniestru pozwalała kontrolować żeglugę po nim. Jej historia sięga XIII-XIV wieku. Wybudowana przez mołdawskiego władcę Stefana dość szybko wpadła w ręce Turków, którzy znacznie ją rozbudowali. Składa się ona z zamku dolnego, którego mury obejmują znaczny obszar, średniego i wreszcie wysokiego. Zapłaciliśmy za wstęp po 1 HRN ( innostrańcy 6 HRN ). Co dziwne na terenie całego zamku żadnych pilnujących. Wspinaliśmy się zatem po murach gdzie tylko chcieliśmy, nawet po pokonaniu dość wysokiego muru wspięliśmy się z Pawłem na baszty zamku wysokiego. Trochę trudniej było zejść, ale przeżyliśmy ten eksperyment. Zeszliśmy jeszcze do rzeki by obejrzeć zamek od drugiej strony i wykonać pamiątkowe fotki.
Po powrocie do Odessy najpierw trochę pobłądziliśmy w tym dużym mieście, potem zaczęło padać ale w końcu trafiliśmy pod operę, skąd rozpoczęliśmy zwiedzanie. Niestety do środka opery nie wpuszczono nas, a akurat wychodziy z niej tłumy Anglików po przedstawieniu. Dalej doszliśmy do Nowej Giełdy i stąd i obok pomnika Puszkina spacerowaliśmy dalej nadmorskim bulwarem. W końcu dotarliśmy do słynnych Schodów Potiomkinowskich, które jednak bardzo nas rozczarowały. Dobrze że przynajmniej ciekawe były stąd widoki na port z ogromnym statkiem pasażerskim. Kolejne rozczarowanie to rozsypujący się Pałac Woroncowa - niedługo nie będzie chyba co oglądać. Powoli ruszyliśmy w stronę dworca i przed zmrokiem usadowiliśmy się już w pociągu do Lwowa.
We Lwowie byliśmy rano i pomimo planów zakupowych szybko pojechaliśmy na dworzec autobusowy znacznie oddalony od centrum. Po krótkich targach zapłaciliśmy taksiarzowi 12 HRN. Autobus do Krakowa właśnie odjeżdżał - zdążyliśmy w ostatniej chwili. Nie wiem jak opłaca się jeździć na tej linii, ale razem z kierowcami było nas wszystkich 10 osób. Granica minęła bez problemów i z przesiadką w Krakowie do naszego autka jeszcze tego wieczora wróciliśmy do domów.
* * *
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż