Wakacje z dreszczykiem emocji, czyli Rumunia i Bułgaria
artykuł czytany
34632
razy
Następny dzień przywitał nas trzydziestostopniowym upałem. Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy przed siebie, w stronę Bułgarii. Wcześniej zawitaliśmy jeszcze do kompleksu miejscowości, tzw. Planet, ale tylko na zasadzie - wjechać, zobaczyć i wyjechać. Po drodze zatrzymaliśmy się obok gościa z napisem "camera", by z ciekawości dowiedzieć się, jakie są ceny apartamentów. No więc rzecz dziwna - taniej niż w Costineşti i w dodatku za faktycznie lepsze warunki! Raul (tak się nazywał ten gość) obiecał nam wysłać adres strony WWW, którą miał stworzyć lada dzień. Rumuński układ słoneczny zaliczony, więc ruszyliśmy do ostatniego już większego miasta przed granicą bułgarską. Po 20-30 minutach drogi znaleźliśmy się w Mangalii - kolejnym mieście ze stocznią i długim nabrzeżem. Miejscowość tak naprawdę niczym specjalnym się nie wyróżniała, oprócz ciekawego molo, na którym była pływająca muszla koncertowa (zbudowana na starym kutrze lub łodzi). Oryginalny pomysł :-). Akurat natrafiliśmy na występ. Poza tym zaobserwowaliśmy ciekawy sposób przechowywania piwa - mianowicie metalowe beczki leżą cały dzień w słońcu, a nocą w zimnie. Jak łatwo się domyśleć, jego smak nie jest najlepszy.
Wszelkie napoje polecam zdecydowanie kupować w sklepach, a nie budkach przy plaży, bo sposób ich przechowywania jest naprawdę mało higieniczny... Nie chodzi tylko BHP, ale o sam smak.
Przed nami ostatnia miejscowość przed wjazdem do Bułgarii - Vama Veche, czyli w tłumaczeniu na polski - Stara Granica. Miasteczko niczym się nie wyróżnia, oczywiście standard to przeludniona plaża. Bardzo miłym akcentem było spotkanie naszego rodaka, który poznał nas po rejestracji. Porozmawialiśmy z nim z 20 minut. Powiedział, że w tę część Rumunii zapuszcza się niewiele osób z zagranicy. Znowu sprawdziło się powiedzenie, że "Polaka znajdziemy wszędzie", nawet na dosłownym końcu świata… Tak oto zbliżyliśmy się do granicy bułgarskiej Vama Veche - Durankułak. Według przewodnika Bezdroży "Rumunia - Mozaika w żywych kolorach", to najprzyjemniejsze miejsce do przekraczania granicy z Bułgarią. Faktycznie, odbyło się bez jakichkolwiek dziwnych, ukrytych opłat (czyli, jak to ładnie się nazywa - łapówek) i zapłaciliśmy tylko to, co powinniśmy. Opłata za drogi i autostrady - 6,34 lei (64300 ROL) oraz opłata ekologiczna (taxa ecologica) -10,00 lei (100000 ROL) - w sumie 16,34 lei (ok. 18 zł), to wszystkie koszty jakie musieliśmy pokryć za pobyt w Rumunii. Tę pierwszą uiszczamy przy wjeździe, zaś drugą przy wyjeździe z terytorium Rumunii. Chociaż tutaj zaznaczę, iż na innych przejściach może być inaczej. Vama Veche - Durankułak mimo wszystko jest najmniejszym przejściem, więc i natężenie ruchu znikome. Przed nami stał dosłownie jeden samochód. Nasze wrażenia z przejścia granicznego nie były specjalnie dziwne, choć jak podjechaliśmy do budki z celnikiem wewnątrz, to natychmiast podbiegła do nas kobieta, krzycząc coś o "taxa ecologica". My oczywiście "o niczym nie wiemy", więc pytamy, o co chodzi. Wyraźnie zdenerwowana, że nie chcemy płacić, powiedziała "NO TAXA, NO BULGARIA!" Taka odpowiedź trochę nas zdziwiła. Po chwili podszedł do nas celnik i spokojnie wyjaśnił, że opłatę ekologiczną po prostu trzeba zapłacić, bo inaczej nici z wyjazdu z Rumunii. Zapłaciliśmy więc należną kwotę i dostaliśmy kwitek fiskalny (!). Wszystko dzieje się więc zupełnie legalnie. Teraz jeszcze tylko celnicy bułgarscy i kolejne nowe państwo w moim życiu…
I tak oto dobiegł końca nasz pobyt w Rumunii. Pobyt jakże udany. Podsumowując te cztery dni tam spędzone, zostaliśmy miło zaskoczeni. Oczywiście zdarzają się miejsca zamieszkane przez Cyganów, którzy żyją na bardzo niskim poziomie, jednak takie obrazki widzieliśmy bardzo rzadko. Rumunom należą się oklaski, że nie stoją w miejscu i starają się iść do przodu. Po prostu widać u nich blask w oku; zależy im na postępie. Chcą się rozwijać. Szkoda, że mimo wszystko dosyć biednej Rumunii przybył kolejny problem - powódź w 2005 r. Wierzę, że poradzą sobie z tym i innymi problemami. Mam nadzieję, że przyczynię się do obalenia nieciekawego polskiego stereotypu dotyczącego Rumunii - "Rumun to Cygan". Tak oczywiście nie jest, a i nawet właśnie wśród Cyganów znajdziemy dużo osób pracowitych, którym zależy na rozwoju swojej ojczyzny…
Durankułak - niewielka wioska położona po stronie bułgarskiej, granicząca z rumuńskim Vama Veche. Jak już wcześniej wspomniałem, jest to najmniejsze przejście na całym pograniczu obu tych państw. Domniemywam, że również najmniej skorumpowane. Podobno na przejściu Giurgiu (RO) - Ruse (BG) łapówki sięgają 20 dolarów, a poza tym czas oczekiwania kilkanaście razy dłuższy niż w naszym przypadku.
W tym miejscu uwaga! - za jazdę bułgarskimi autostradami oraz drogami trzeba wykupić winietkę. Jej koszt, to 10 euro za miesiąc dla samochodów osobowych oraz 2 euro oficjalnej łapówki, czyli dezynfekcja (musimy przejechać w bród przez chlorowaną wodę). 12 euro (wówczas przy kursie 4,07 dawało to 48 zł) to CAŁKOWITY koszt pobytu w Bułgarii na jeden miesiąc.
Sama Bułgaria niczym specjalnym nas nie powitała, więc ruszamy przed siebie w stronę Varny. Po pierwszych 10 minutach monotonia obrazu bardzo nas znużyła, ale w tym momencie zauważyliśmy coś dziwnego. Mianowicie na polach wzdłuż trasy stały…szyby naftowe w całej swej istocie! Podjechawszy do jednego z nich, zobaczyliśmy, że faktycznie do zbiornika spływa powoli ropa naftowa…w przewodniku nic o tym nie wspomniano, co tym bardziej nas zaciekawiło. Można wywnioskować, że południowa Dobrudża, to teren dość obfity w ropę.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż