Wakacje z dreszczykiem emocji, czyli Rumunia i Bułgaria
artykuł czytany
34633
razy
Następny dzień to oczywiście wychwalana przez wszystkich plaża w Sinemorcu nad rzeką Veleką. Faktycznie, jest tam wspaniale. Morze i 10 metrów dalej czysta, słodka woda Veleki. Plaża nad ujściem rzeki, to fantastyczna sprawa. Niestety na samym jej końcu, a więc przy najatrakcyjniejszym fragmencie plaży rozlokowali się Czesi…tyle, że należący do wspólnoty nudystów "ekstremistów". Jak gdyby nigdy nic chodzili sobie nago po plaży. Podobnie czynili Niemcy albo raczej 5 osobowa grupa Niemek…na szczęście osoby te zmyły się po jakichś trzech godzinach…
Również w Sinemorcu udaliśmy się pewnego dnia do knajpki o ciekawej nazwie "Café Flamingo". Tata na rowerze już wcześniej w tym miejscu zamówił sobie piwo. Właściciel okazał się Bułgarem, który pracował w restauracji w Warszawie. Zachwalał swoje dania oraz znakomite zupy. Zachęceni, poszliśmy tam na obiad. Ja zamówiłem sobie bułgarskie flaczki, tata zaś różne rodzaje ryb. To, co ja dostałem, okazało się najgorszym daniem w moim życiu. Flaczki…z mlekiem… po prostu obrzydlistwo! Tata zaś dostał…mrożoną Paellę. Właściciel oczywiście twierdził, że sam to wyłowił…po prostu świetne… Pamiętajcie, by uważać na tę knajpę…
Kolejne 5 dni wyglądało podobnie, gdyż ta plaża bardzo nam odpowiadała. Co ciekawe, właśnie tam spotkaliśmy najwięcej Polaków, chyba z 10 osób. Większość ze Śląska. W ogóle, podczas całego pobytu w Rumunii oraz Bułgarii (od 6 do 20 sierpnia 2005) spotkaliśmy nie więcej niż 80 samochodów z polską rejestracją.
15 sierpnia postanowiliśmy wybrać się do Turcji zobaczyć miejscowość Limanköy lub I?neada. Wszystko dobrze się zapowiadało (oprócz katastrofalnej drogi nr 99, prowadzącej do Malko Tarnova). Niestety na granicy tureckiej mili panowie pogranicznicy zażądali bodajże 15 dolarów od osoby za wjazd (wyszło niecałe 50 USD za naszą trójkę), więc zdecydowanie za dużo na jednodniową wycieczkę do dzikiego kraju. Jak się później okazało, opłata ta, to po prostu wiza. Oczywiście do tego opłata za dezynfekcję w wysokości 3 euro. Moim zdaniem, do samej Turcji wjechalibyśmy bez problemów, nie płacąc za wizę, gdyż nikt tego tak naprawdę nie sprawdzał. Jednak problemy mogłyby się pojawić przy wyjeździe. Zdecydowaliśmy, że lepiej nie ryzykować, tym bardziej, że byliśmy tam po raz pierwszy w życiu. Co ciekawe, celnicy tureccy bardzo, ale to bardzo byli zdziwieni, że najpierw wjeżdżamy, a za chwilę z powrotem wyjeżdżamy. Panowie bardzo się tym zainteresowali i nie dali nam spokoju. Musieliśmy latać od okienka do okienka, nawet trafiliśmy do dyrektora, szefa czy jak to się tam nazywa i dopiero on wpisał nas na jakąś listę (pewnie czarną :-) i pozwolił jechać. Szkoda, że nie miałem wówczas cyfrówki, bo zdjęcie gabinetu z trzema urzędnikami hurtowo kopcącymi papierosy byłoby przepiękne :-). Po tym wyjechaliśmy, zrobiliśmy jedno jedyne zdjęcie oraz udaliśmy się zwiedzić Małko Tarnovo. Biedna mieścina, gdzie połowę zajmują slumsy z cygańską ludnością.
Następnego dnia udaliśmy do Sozopola, miasto położonego jakieś 30-40 minut na północ od Ahtpola. Bardzo ładne miasto w stylu bułgarskim. Ceny również zauważalnie wyższe niż na południu. Jednym słowem im bliżej Turcji, tym taniej. W Sozopolu mamy ogrom knajpek, najlepsze są w porcie. Ceny, mimo iż, jak wyżej zauważyłem, wyższe, to i tak są na polską kieszeń.
W tym samym dniu wiał bardzo mocny wiatr (bryza morska, w Chorwacji tzw. bora) i dzięki temu można było zaobserwować bardzo wysokie fale. Myślę, że niektóre spokojnie osiągały 2 metry. Korzystając z okazji wykąpałem się za Sozopolem (w Dioniz) na szerokiej plaży. Mocne wrażenia gwarantowane :-)
W taki sposób spędzaliśmy 10 dni urlopu w Ahtopolu. Zwyczajem stały się wieczorne wyjścia na miasto, bo naprawdę było co robić. Albo jakieś występy tutejszej kapeli albo różne degustacje itp. Mnie w każdym razie najbardziej smakowały lody bułgarskie. Powiem tyle, że nigdy nie jadłem lepszych. Przepyszne połączenie owoców oraz świeżej śmietany. Co kilka dni nowa dostawa. Oczywiście lody na gałki i co ciekawe, na wagę. 100 gramów - 0,89 leva.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż