Polonezem na Krym
artykuł czytany
3104
razy
"Przemierzyłem cały świat, od Las Vegas po Krym - zainspirowani nieśmiertelnym tekstem piosenki i artykułami ze sklepu nocnego, pewnego lipcowego wieczoru wpadliśmy na pomysł odbycia podróży "samochodem" na Krym. Samochodem tym był jedyny w swoim rodzaju biały Polonez z 1991 r.
Zapraszamy do lektury relacji z tej niecodziennej wyprawy w legendarną krainę rozmaitości - krainę poprzez odmęty historii władaną przez Greków, Scytów, Hunów, Gotów, Tatarów, Kozaków, Rosjan… krainę, która dzięki ogromnemu bogactwu kulturowemu oraz krajobrazowemu od wieków zachwyca podróżnych, inspiruje artystów, powoduje zazdrość innych nacji.
Wszystko zaczęło się od Odessy.
Jak co roku w okresie zbliżających się wakacji zastanawialiśmy się w gronie przyjaciół gdzie tym razem spędzić wolny czas. Jeden z nas zaproponował: jedźmy do Odessy. Po chwili zastanowienia, jednym chórem zdecydowaliśmy: jedźmy! Zgłębiając tematykę związaną z trasą, oraz miastem, nie mogliśmy nie dojść do wniosku, że będąc w Odessie grzechem było by nie pojechanie na Krym. Tak, więc pierwotny cel naszej podróży stał się tylko punktem, który należy odwiedzić po drodze.
Rozważając możliwe formy dojazdu na miejsce pod uwagę braliśmy pociąg, albo samochód. Stanęło jednak na Polonezie ;-). Maszyna duża, w miarę wygodna, nie rzucająca się w oczy - co przy gorliwości ukraińskiej drogówki okazało się dość ważnym kryterium.
Po załatwieniu wszystkich formalności w kraju, zapakowaniu Poloneza po ostatni gram wolnego miejsca, o 22 czasu lokalnego wkroczyliśmy dziarsko czteroosobowym składem do wnętrza tej wyposażonej w półtoralitrowy silnik białej bestii. Faktu, że zgasł jakieś 3 metry za bramą mojego domu, nie zinterpretowaliśmy jako zły omen, w zasadzie udawaliśmy, że w ogóle się nie zdarzył. Podróż przez Polskę i Słowację przebiegła szybko i bez przygód. Zaczęło się dopiero podczas odprawy na przejściu w miejscowości Użhorod.
O gorliwości ukraińskich celników krążą legendy i wiele osób radziło nam żeby nie tracić połowy dnia na bezsensowną odprawę załatwiając to banknotem dwudziesto dolarowym "przypadkiem" zostawionym w bagażniku. Ale my czasu mieliśmy mnóstwo (w przeciwieństwie do dolarów) i nie chcieliśmy się wdawać w żaden "układ". Tak więc 2 godziny później po całkowitym rozpakowaniu i ponownym zapakowaniu Poloneza ruszyliśmy dalej.
Trasa Użhorod - Mukaczewo - Czerniowce - Kamieniec Podolski przez bajeczne krajobrazy Gorganów, Polonezem leniwie toczącym się górskimi serpentynami była bardzo przyjemnym epizodem podróży. Zielone, wyjątkowo pofałdowane, gdzieniegdzie przedzielone osadami ludzkimi i okraszone wypluwającymi chmury czarnego dymu kominami przemysłowymi pasmo Karpat Wschodnich zapisało się w naszej pamięci jako obowiązkowe miejsce do ponownego odwiedzenia.
Pierwszym ważnym punktem na trasie naszej wycieczki była Twierdza Chocim. Ta monumentalna fortyfikacja zbudowana jeszcze za czasów Rusi Kijowskiej, przechodziła z rąk do rąk i tak w historii twierdzy zapisał się okres ruski, mołdawski, ukraiński, polski, turecki, rosyjski oraz rumuński. Twierdza wraz z pobliskim Kamieńcem Podolskim uważane były w XVII wieku za bastiony chrześcijaństwa - dalej na południowy wschód za nimi rozciągało się budzące grozę imperium Allacha. Twierdza pojawia się w zakończeniu "Pana Wołodyjowskiego" - w listopadzie 1673 pod murami chocimskiej twierdzy hetman koronny Jan Sobieski rozgromił w proch, jak pisze Sienkiewicz, turecką nawałę.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż