podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Polonezem na Krym
reklama
Rafał Łabuz
zmień font:
Polonezem na Krym
artykuł czytany 3104 razy
Na dziedzińcu warowni podszedł do nas 15 letni chłopiec i zapytał po Polsku czy nie zabierzemy go do pobliskiego Kamieńca Podolskiego. Jako że właśnie tam jechaliśmy pozwoliliśmy mu zająć miejsce na pokładzie naszego automobilu. Siergiej, tak się nazywał, okazał się całkiem rezolutnym przewodnikiem. Uczył się w przyklasztornej szkole - tam braciszkowie nauczyli go mówić po Polsku.
Do Kamieńca zajechaliśmy już po zmroku, Siergiej pozwolił nam zostawić Poldka w ogrodzie swoich dziadków i zaprowadził nas na miejsce gdzie mogliśmy rozbić namiot - jak się z rana okazało pod samą Twierdzą! Do południa powłóczyliśmy się trochę po Kamieńcu, który jest naprawdę architektonicznym i historycznym fenomenem na skale Europejską - lecz całkowicie zaniedbanym i zapuszczonym. Wielki turystyczny potencjał drzemie w tej miejscowości.
Później odebraliśmy naszą furę i razem z Siergiejem pojechaliśmy do pobliskich Okopów Świętej Trójcy - jest to miejscowość (obecnie nazywa się Okopy), która powstała z rozkazu Jana III Sobieskiego jako twierdza po utracie Kamieńca Podolskiego na rzecz Turków. W Okopach przebywał również Zygmunt Krasiński, który tam właśnie umieścił akcję "Nie-Boskiej Komedii". Obecnie nic już nie przypomina dawnej świetności twierdzy - zostały jedynie niewielkie fragmenty wałów ziemnych oraz dwie bramy - Lwowska i Kamieniecka.
Po obfitym "lunchu" na wale, opadającym potężnym urwiskiem wprost do Dniestru, odstawiliśmy Siergieja do Chocimia - jak się okazało z iście ułańską fantazją opowiadał on przyjeżdżającym tam Polakom niestworzone historie jako pseudo-przewodnik, oczywiście, jak na fachowego oprowadzacza zagranicznych wycieczek przystało pobierał przy tym skromne honorarium. Od nas w zamian za podwózkę i kubek zupki chińskiej na szczęście nic nie skasował. Ale co się nasłuchaliśmy to nasze!
Kolejnym punktem trasy miała być już Odessa, ale żeby było ciekawiej postanowiliśmy dotrzeć tam przez Mołdawie. Znów kilkudziesięciu minutowy postój na granicy, obowiązek przejazdu przez tryskającą wodnistą breją kałuże dezynfekującą - omal się nie popłakaliśmy na myśl o lakierze i chromach naszej fury poddanych działaniu tej dziwnej substancji, ale na szczęście nasza biała dama wyszła z tego bez szwanku.
Jadąc przez Mołdawie zdecydowaliśmy omijać szerokim łukiem Republikę Naddniestrzańską - dziwny autonomiczny twór, rządzący się swoimi prawami. Naddniestrze nie posiada statutu państwa, nie utrzymuje żadnych stosunków dyplomatycznych, a jeśli obcokrajowiec natrafi tam na jakiś problem z władzą (która ponoć nie pała miłością do przybyszów z dalekich krain) to ambasador jego kraju może interweniować jedynie u władz Mołdawii - która z kolei nie miesza się do spraw Naddniestrza nie chcąc odnawiać dawnych konfliktów. Nie chcieliśmy żeby było aż tak ciekawie!
Trzymając się głównej szosy w miarę sprawnie dotarliśmy do stolicy Mołdawii - Kiszyniowa. Przyjechaliśmy tam po zmroku, zmęczeni całodniową jazdą, więc jak na prawdziwych Europejczyków przystało zjedliśmy pożywną wieczerze w McDonaldzie, i udaliśmy się na obrzeża miasta w poszukiwaniu jakichś krzaków, w których można by się rozbić (w Sheratonie zaoferowano nam tylko dwa gatunki sera na śniadanie - zdegustowani tym faktem nie zdecydowaliśmy się na nocleg!). Zamiast krzaków trafiliśmy na małżeństwo, które pozwoliło nam rozbić się w ogrodzie, pan domu podciągnął nam nawet gumowego węża z kranikiem i wodą bieżącą.
Strona:  « poprzednia  1  [2]  3  4  5  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
Ukraina (hrywna) 1 UAH =  13 groszy
[Źródło: aktualny kurs NBP]
ZDJĘCIA