podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Rosja – Daleki Wschód i Kamczatka
reklama
Adam Dęby
zmień font:
Rosja – Daleki Wschód i Kamczatka
artykuł czytany 3957 razy
Śpimy pod posagiem Lenina za miastem. Lenin ma piękny widok na zatokę. A że socjalizm nakazuje się dzielić wiec widokami dzieli sie wieczorami z wszystkimi pijakami i włóczęgami z okolicy , a w nocy zakochani, głośnymi krzykami miłości przeszkadzają Wodzowi Rewolucji w wizjonerskich spojrzeniach… Wszyscy oni bardzo się dziwili dlaczego inostrancy śpią kolo pamjatnika, a nie w hotelu. Nas zadziwił tylko jeden bradzjaga (włóczęga), który podszedł do mojego plecaka, pociągnął nosem i wyliczył wszystkie produkty spożywcze jakie miałem w środku!!!Co mu nie daliśmy to on zjadał i zjadał – suchy ryz, opakowanie z kiełbasy, fasolę… Stwierdził, że jedzie z nami na Kamczatkę, ale kiedy zobaczył milicjantów szybko zniknął… Wracamy więc do Chabarowska. Po raz kolejny nie udaje się kupić biletów na pociąg dla miejscowych – bardzo skrupulatni są tutaj w kasach. Źle wróży to na przyszłość. Z tej dobowej podróży najbardziej pamiętam pewnego grubasa. Grubas tak nam wyjaśniał: ”Mój dziad był Tatarem, a babka była z Kałmucji. Ich córka, a moja matka wyszła za Polaka. No to kto ja jestem”? Poza tym grubas tak chrapał, ze podczas jazdy słychać go było w sąsiednim wagonie!!! Wiedziałem wiec już jak spały dinozaury…
W Chabarowsku przekoczowaliśmy na lotnisku „tylko” pięć dni – zwolniły się wcześniejsze miejsca… („zwolniły” to zbyt szumne słowo – poszliśmy do naczelnika lotniska - „my turisty, inostrancy, ale nie Japońcy tylko druzja z Polszy” itp. I facet po prostu kogoś wywalił z listy, a nas wepchnął). Spaliśmy na zmianę – zbyt często słychać było krzyki ludzi, których okradziono… Pobudka rano zawsze była ta sama – wielkie, spasione jak wieprze sprzątaczki waliły wszystkich miotłami wrzeszcząc: „to lotnisko, a nie hotel, wstawać, wstawać, sprzątanie”. Ale łazienki ani razu nie sprzątnęły, a kiedy już się do niej wejść nie dało to zamknęły ją po prostu na klucz… My na szczęście chodziliśmy na sąsiedni terminal, taki tylko dla obcokrajowców – było tam czysto, spokojnie, leciała przyjemna muzyczka (największa paranoją było słuchać tam „Welcome to the hotel California, The Eagles).W ubikacjach wisiał(!) miękki papier toaletowy, który stale był w użyciu przez nas po specjałach z lokalnego baru. Stać nas było tylko na gotowaną, kiszoną kapustę i chleb oraz wódkę (tańszą od chleba) podawana z przeszklonej lodówki, za która widać było zdechłe muchy oraz wysuszone karaluchy. Samego cholodzielnika tez pewnie nikt nie umył od czasów produkcji za późnego Chruszczowa względnie wczesnego Breżniewa…)
Do samolotu nie wpuszczono nas z tego samego terminalu co wszystkich tylko z tego dla obcokrajowców (to był „Międzynarodowy terminal”, z którego latały samoloty na Alaskę, a także do Chin i Korei). Absurd – przecież to lot wewnętrzny! I tylko dla nas trzeba było podstawiać specjalny autobus, sprowadzać personel do ważenia bagażu, podbijania i kasowania biletów… Weszliśmy jako ostatni na pokład i zaczęliśmy udawać Amerykanów – aby stewardesy dały nam dokładki i więcej piwa… Jedyne co dostaliśmy to po dwa ciastka, w odróżnieniu od reszty pasażerów, którzy dostali po jednym ciastku. Przecież rodziny pilotów i obsługi też muszą coś jeść, a nie tylko „Amerykanie”…
Gdy po trzech godzinach lotu wyszliśmy cało z Ił – 62, ba, nie zgubiono ani nie okradziono nam bagaży, był już wieczór. Co dalej? Na zewnątrz taksiarze, walutcziki, żule, suki, błatniacy – wszyscy są na miejscu. I patrzą się na nas… No to co robimy chłopaki? - pytam się. Ano zagadujemy pierwszego faceta o milszej aparycji, co to za wulkany widać niedaleko na horyzoncie. I to był strzał w dziesiątkę! Wiktor okazał się być dawnym członkiem ekipy ratowników górskich, Kamczatkę przemierzył wszerz i wzdłuż i w ogóle zaprasza nas do siebie do domu. Witor obecnie pracuje w piekarni wiec głodny nie bywa. Zresztą sporo poluje, łowi tez ryby. Od razu na stole pojawił się świeżutki chlebek oraz kawior. Wiec my tak skromnie nabieramy tego ekskluzywnego żarcia na talerze, myśląc sobie, ze to tylko tak dla gości wyjął. ”Wkusne?” pyta. ”Da, da” – no to jedzcie, bo się zepsuje i przynosi cale wiadro tego frykasu… - wczoraj wyhandlował je za 20 bochenków chleba, którymi mu płaca w robocie z braku pieniędzy w kasie (a Kamczatka to tak jak i Alaska – ojczyzna łososia i jego ikra na stole dziwić nas nie powinna)…Wiktor dal nam tez rzecz najważniejszą – mapę rejonu Kluczewskiej Sopki – najwyższego wulkanu Kamczatki, gdzie planowaliśmy trekking. Mapa miała jeszcze napisy „tajna”, a jedyny jej mankament stanowiło to, ze była z 1933 roku… Odradził nam tez wspinaczkę na Kluczewską Sopkę – jest za późno i za zimno obecnie.
Pierwszego dnia udaje nam się stopem przejechać sporo ponad 300 km. Spaliśmy w jakimś futurystycznym lesie – pomiędzy brzózkami pełno było na wpół zniszczonych spychaczy, beczek, wielkich metalowych rur, walały się gąsienice od dziwnych pojazdów, a niedaleko był cmentarz pełen nie krzyży, ale czerwonych, sowieckich gwiazd- tam spoczywali bohaterowie Sojuza…
Następnego dnia (to już 17 września – pamiętna data w historii polsko – rosyjskiej…) szybko łapiemy stopa aż do samego Kozyriewska – ponad 250 km z kolesiem handlującym benzyną. Nawet do „promu” przez rzekę Kamczatkę dorzucać się nie musieliśmy! W Kozyriewsku kupiliśmy rzecz bardzo ważną – wielkie kalosze (dla każdego z osobna). Kiedy szliśmy sobie piechotą przez wioskę zaczepił nas jakiś mężczyzna i od słowa do słowa doszło do tego, ze za niewielkie pieniądze podwiezie nas swoim wielkim Krazem ponad 30 km dzielące nas od rzeki Studzionnej wzdłuż której mieliśmy wędrować, aby dojść do grupy potężnych wulkanów. I dobrze się stało, bo droga wiodła przez spore rzeczki, które ciężko byłoby nam przekroczyć piechota. Na pożegnanie dał nam jeszcze reklamówkę pełną kartofli.
Pierwszy dzień wędrówki – ruszamy dość późno – namiot po deszczu musi wyschnąć i trzeba się porządnie najeść – oj, spalimy tu dużo kalorii!!! Idziemy potężnym korytem rzeki. W tej chwili rzeka to jakieś 5-6 metrów szerokości dość bystrego nurtu, ale patrząc jak wiosenne roztopy poszerzyły koryto do co najmniej kilometra to dziękuję w myślach wszelkim bogom, ze nie musze przekraczać tej wody np. w kwietniu… Wędrówka jest dość ciężka – po kamieniach – raz malutkich, takich ze łatwo o potkniecie, raz olbrzymich, ze nic innego nie zostaje jak się na nie wspinać albo je obejść. Często trzeba przekraczać odnogi rzeki, ślepe koryta, czasem wspinać się na wysoki brzeg, aby ominąć rzekę płynącą tuż przy potężnych skalach. Pierwszy nocleg w drodze wypada dość wcześnie - przemoczyliśmy kalosze, w które wierzchem dostała się woda. Po rozbiciu namiotu odkrywamy ślady wielkiego, kamczackiego niedźwiedzia. Od razu jakoś dziwnie się nam robi – tutejszy misio to największy szary niedźwiedź świata. Miejscowe ludy, a także wielu rosyjskich myśliwych i naukowców utrzymuje, ze na Kamczatce wciąż żyją kopalne niedźwiedzie, wielkością dwukrotnie przekraczające normalne… A my na tyle głupi jesteśmy, ze gotujemy tuz obok namiotu, a plecaki z żarciem składamy parę metrów od nas…
Strona:  « poprzednia  1  [2]  3  4  5  6  następna »

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Mała Antarktyda o tysiącu nazwach
»  Bliżej niż myślisz... Kaukaz - najwyższe góry Europy
»  Moskwa
»  Samochodem po bezdrożach Rosji
»  TIR-em do domu, cz. I
»  TIR-em do domu, cz. II
»  Kuryle - Jak daleko na koniec świata
»  Sankt Petersburg
»  Rosja - Mongolia
»  Ural Polarny
»  Elbrus 2004 - studencka wyprawa turystyczno-naukowa
»  Gdzie Słońce nie zachodzi...
»  Za górami, za lasami...
»  Kaukaz oczami wspinacza
»  Oczami "turistów-alpinistów"
»  Syberia
»  Koleją Transsyberyjską na wschód
»  Lądem z Rzeszowa do Bangkoku
»  Cinquecento do Kazachstanu przez Ukrainę i Rosję 2004
»  Chibiny - przez kopalnię na szczyt
»  Bal w Carskim Siole - współczesna rekonstrucja i słów kilka o Bursztynowej Komnacie
»  Pociągiem z Polski do Chin przez Rosję i Mongolię
»  Z wizytą u tuwińskiej szamanki
»  Wyprawa do Korei Południowej
»  Expedycja III Sey Kraków-Pekin
»  Rosja Polarna 2008
»  Wyprawa Silk Road'2009
»  Ekspedycja Elbrus 2010
»  W dzikie serce Azji - AŁTAJ 2010
fotoreportażfotoreportaż
» Expedycja Morze Czarne 2004 - Tomasz Kempa
wyróżniona galeria
górapowrót
kursy walutkursy walut
Rosja (rubel) 1 RUB =  5 groszy
[Źródło: aktualny kurs NBP]
ZDJĘCIA