podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Scotland Castle Tour Bike Expedition
reklama
Anna Kitowska
zmień font:
Scotland Castle Tour Bike Expedition
artykuł czytany 566 razy
Po krótkim relaksie na plaży przebraliśmy się w koszulki od Airbike i udaliśmy się do Durness, gdzie odwiedziliśmy tamtejszą jaskinię. Robiła wrażenie, ale tłumy turystów odstraszyły nas na tyle, by już po kilkunastu minutach opuścić to miejsce i udać się w dalszą drogę. Szkocka aura nie dawała za wygraną i tym razem też pokrzyżowała nam plany. Zostaliśmy uziemieni na dobre dwie godziny w miejscowym hostelu, w którym mieliśmy okazję podładować baterie do kamery, aparatu i telefonów. Gdy przestało padać, ruszyliśmy w drogę. Jako, że Durness było ostatnią większą miejscowością na naszej drodze, zaopatrzyliśmy się w prowiant. Przed nami trudna trasa, gdyż wjeżdżaliśmy w teren górzysty, a wiatr mieliśmy prosto w twarz. Ale i tym przeciwnościom daliśmy radę. W trudnym podjeździe pomagał mi i Agacie Szymon, który nauczył nas jazdy za nim „na kole”. Technika ta polegała na tym, że jechał on jako pierwszy i wziął na siebie cały opór powietrza, a my jechałyśmy za nim w tunelu aerodynamicznym. Warunkiem udanej jazdy były niewielkie odległości miedzy rowerzystami, co czasem bywało trudne. Po kilku morderczych podjazdach znaleźliśmy świetny nocleg na terenie straży pożarnej. Na szczęście nie było żadnego alarmu w nocy, chociaż nie wiem czy by nas zbudził.

9 sierpnia (niedziela)

Dzień przywitał nas lekkim deszczem. Mimo wody z nieba, udało nam się spakować i chwile później pedałować z nadzieją o lepszą aurę. Teren stawał się coraz bardziej górzysty. Podjazdy zabierały nam sporo czasu i sił. Jeszcze dziś wspominam wolną i mozolną wspinaczkę do Ullapol – portowego miasteczka, licznie odwiedzanego przez turystów. Wydawać by się mogło, że jazda wzdłuż wybrzeża oceanu odbywać się będzie po płaskim. Jak się okazało nic bardziej mylnego. Raz po raz zmuszeni byliśmy skumulować swe siły oraz uwagę na podjazdach. Miasteczko, do którego dojechaliśmy, miało silną pozycję, jako centrum muzyki oraz sztuki. W maju każdego roku przez trzy dni trwa Ullapool Book Festiwal, który przyciąga wielu różnych pisarzy.
Spacerując malowniczymi uliczkami i podziwiając typowo rybacką architekturę, zahaczyłam o bar Fish and Chips gdzie zasmakować mogłam tamtejsze frytki (są dużo grubsze aniżeli w Polsce). Szkocji często spożywają je z dodatkiem octu. Jako, że robiło się już późno i deszcz cały czas nas nie opuszczał, nie było innej rady jak wyjechać za miasto i znaleźć miejsce na nocleg. Kompletnie przemoczeni przejechaliśmy około 15 kilometrów, po czym znaleźliśmy miejsce na namioty u starszej pani. W ekspresowym rozbijaniu się pomagały nam muszki. Było ich całe tysiące! Gryzły niemiłosiernie! Agata, Radek i ja szybko wskoczyliśmy do namiotów i zawinęliśmy się w śpiwory od firmy Loap. Nie wyszliśmy z nich aż do rana. Tylko biedny Szymon poświęcił się i zrobił wszystkim herbatę (wodę trzeba było zagotować poza namiotem!). Biedak pogryziony był potwornie. Szymon dziękujemy!

10 sierpnia (poniedziałek)

To już ostatni dzień północnej pętli. Padał deszcz, było pochmurno i cały czas otaczały nas muszki. Postanowiliśmy pospać dłużej i przeczekać deszcz. I dobrze zrobiliśmy, bo niebawem rozpogodziło się. Trasa do Inverness była już przyjemna, świeciło słońce, a wiatr mieliśmy w plecy. Co ciekawe przez blisko 20 km zjeżdżaliśmy cały czas z górki. Widoki były przecudne, a wiatr w plecy i myśl o ciepłym prysznicu powodowały nagły przypływ sił i poprawiały humor. Myśli o lusterku, grzebieniu i możliwości umycia włosów całkowicie zawładnęły moją głową. Nie spostrzegłam nawet, gdy dojechaliśmy do Inverness. Ok. 16:00 byliśmy już na miejscu, gdzie zostaliśmy ponownie królewsko ugoszczeni. Czekał na nas pyszny obiad i otwarta łazienka. Po powrocie wiele osób pytało się mnie jak można tak długo wytrzymać beż prysznica, czy kąpieli. Odpowiadałam im, że nie było tak źle, mieliśmy w końcu kąpiel w oceanie, a w większych miastach korzystaliśmy z publicznych toalet. W ostateczności musiały wystarczyć nam butelki z wodą i chusteczki nawilżające. Umyci i najedzeni postanowiliśmy przespacerować się do zamku i zwiedzić miasto. Według podań budowla ta została wzniesiona za króla Malcolma III, który wcześniej zrównał z ziemią zamek, w którym zgodnie z legendą Makbet miał zabić Duncana. Budowla ta znajdowała się około 1 km na północny wschód od miejsca, w którym po dziś dzień stoi zamek. Obecnie w Inverness znajduje się rekonstrukcja zamku Makbeta, którą mogliśmy podziwiać podczas spaceru.

11 sierpnia (wtorek)

Dzień ten był rozpoczęciem naszej pętli południowej. Rano musieliśmy się dopakować i dorzucić drugą partię jedzenia, którą zostawiliśmy u Gosi. Objuczeni niczym wielbłądy przed przeprawą przez pustynię sprawdzaliśmy jeszcze czy nie zapomnieliśmy o czymś. Na Szymona czekało też kilka napraw. W sumie wyjechaliśmy dopiero około 16.30! Po drodze mijaliśmy ruiny zamku Urquhart, położonego nad brzegiem Loch Ness. Jezioro to ma aż 37 km! Popularność zawdzięcza ono potworowi znanemu jako "Nessie", rzekomo zamieszkującemu jego głębiny. Opisy potwora najczęściej mówią o tym, że ma on długą szyję zakończoną paszczą, dwu lub jednogarbny grzbiet i ciemną skórę. Nam niestety tego stwora nie udało się spotkać, choć po drodze mijaliśmy wiele osób wytrwale wpatrujących się w głębiny tego pięknego jeziora.
My przede wszystkim skupieni musieliśmy być na drodze i przejeżdżających obok samochodach. Niestety wraz z zakończeniem pętli północnej skończyliśmy jazdę po odludnych terenach, gdzie to my byliśmy zagrożeniem dla owiec. Teraz role się zamieniły i to my byliśmy „owieczkami” dla spalinowych dwuśladów. Z racji braku pobocza i krętej drogi często mijani byliśmy w niewielkiej odległości przez kierowców, którzy niestety zachowywali się jakby byli Panami drogi. Pierwszy raz poczułam się, jakbym była w Polsce.

12 sierpnia (środa)

Pobudka o 6:00 rano, szybkie składanie namiotów i pakowanie się. Przed nami sporo kilometrów by dotrzeć do Fort William do stóp Ben Nevis – Złośliwej Góry. Około godziny 14:00 byliśmy na miejscu. Pogoda niestety znowu odstrasza, było pochmurno i padał deszcz. Po jakimś czasie, jak to jest ze szkocką pogodą – aura poprawiła się i mogliśmy zacząć wspinaczkę. Przed nami na wysokości 1343 m.n.p.m wznosił się ukryty za chmurami szczyt najwyższej góry Wielkiej Brytanii. Stojąc u jej stóp podziwialiśmy niesamowite widoki doliny Glen Nevis. Szlak początkowo wił się pomiędzy zielonymi pastwiskami, gdzie owiec było całe mnóstwo. Często spoglądając w górę widzieliśmy je jako białe plamki. To, że szczyt ukryty był w chmurach potęgowało naszą ciekawość i chęć zdobycia go. Podobno chmury na Ben Nevis są przez 355 dni w roku i tylko przez blisko 10 dni w ciągu roku można go podziwiać w całej okazałości.
Strona:  « poprzednia  1  2  3  [4]  5  6  7  8  9  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
Wielka Brytania (funt) 1 GBP =  5,13 PLN
[Źródło: aktualny kurs NBP]