Scotland Castle Tour Bike Expedition
artykuł czytany
560
razy
Dalsza droga była bardzo ciekawa. Początkowo lekko pobłądziliśmy, ale chłopaki szybko odnaleźli właściwą drogę. W słonecznej pogodzie mijaliśmy poligon wojskowy, odwiedziliśmy ruiny zamku, jechaliśmy nawet autostradą, a następnie przez most drogowy na rzece Tay wjechaliśmy prosto do Dundee – czwartego co do wielkości miasta Szkocji. To tam znajduje się jeden z nielicznych statków – latarni. Musieliśmy się dobrze zastanowić jak szybko opuścić to ogromne miasto, gdyż dobrze wiedzieliśmy, że w nim nie znajdziemy miejsca na darmowy nocleg. Obraliśmy kurs na Broughty Castle i wybraliśmy opcję wzdłuż wybrzeża. Czekało nas przedzieranie się wzdłuż wąskich poboczy, krętymi uliczkami, a nawet (na szczęście przez krótki czas) autostradą pod prąd! Jednak udało się i w końcu dotarliśmy do zamku. Przypominał on bardziej fort lub fortecę. Napotkani tubylcy doradzili nam, aby do Abroth jechać ścieżką rowerową wzdłuż wybrzeża. Widok skąpanego w słońcu morza, żółty piasek, zieleń traw, odgłosy mew były niezapomniane. Mogłabym tak jechać i jechać i jechać…Dzień pożegnaliśmy wpatrzeni w promienie zachodzącego słońca.
18 sierpnia (wtorek)
Około godziny 15:00 dotarliśmy do ruin zamku Dunnotar. Jego początki sięgają IV wieku naszej ery. Nazwa zamku wywodzi się prawdopodobnie od piktyjskiego słowa Dun, które oznacza siłę. Na przestrzeni wieków budowla nie raz udowodniła, że w pełni zasłużyła na swą nazwę - to tutaj ukryto i skutecznie chroniono szkockie insygnia królewskie, z tym miejscem związane są nazwiska szkockich bohaterów narodowych: Williama Wallace (bohatera filmu "Braveheart"), Roberta I Bruce i Marii I Stuart (których losy poznaliśmy w "Mary Queen of Scots").
Ze wzgórza, na którym wznosi się zamek rozciągają się przepiękne widoki: od strony północnej widać miasteczko Stoneheaven z jego małym, malowniczym portem rybackim; natomiast u podnóża skały od strony wschodniej dostrzec można spokojną zatoczkę z niewielką, otoczoną pagórkami plażą, na której wypoczywają w słoneczne dni spragnieni ciepła turyści. Na okolicznych łąkach gromadzi się niezliczona ilość ptaków - ich różnorodność i żywotność wspaniale kontrastują z ponurym nastrojem średniowiecznych ruin, w których oczywiście aż roi się od duchów. Według miejscowych podań i legend spotkać tutaj można ducha dziewczynki w zielonej sukience, ducha zbłąkanego psa myśliwskiego oraz wysokiego ducha skandynawskiego wojownika. Nic dziwnego, że atmosfera tego tajemniczego, niezwykłego miejsca posłużyła twórcom filmowym za tło do kolejnej realizacji Hamleta.
Oczywiście nie obyło się bez całej serii zdjęć, a wśród sporej ilości turystów spotkaliśmy kilku Polaków. Tego dnia po raz pierwszy mój rower odmówił mi posłuszeństwa, ale jak się później okazało nie było to nic groźnego i Szymon szybko naprawił usterkę. Zrobiło się już późno a przed nami Aberdeen, miasto – olbrzym. Postanowiliśmy nie wjeżdżać jeszcze do niego i noclegu poszukać na przedmieściach. Rozbiliśmy się na wzgórzu tuż obok latarni morskiej. Opiekun tego obiektu był tak miły i widząc zainteresowanie Radka podarował mu mapę Szkocji z zaznaczonymi wszystkimi latarniami, jak również opowiedział ciekawostki o latarniach w których pracował.
19 sierpnia (środa)
Rano przedzieraliśmy się przez dżunglę Aberdeen. Całe szczęście, była to wczesna pora, bo ok. 7:00, przez co ruch był mniejszy. Tym razem śniadanie jedliśmy tuż przy pięknej, piaszczystej plaży z widokiem na morze. Nie przeszkadzały nam nawet podmuchy silnego wiatru. Po jakimś czasie udało nam się pożegnać z Aberdeen i dotarliśmy, przedzierając się polną, błotnistą dróżką, do ruin Castle Cruden Bay. Do zamku mógł wejść każdy, o ile wcześniej pokonał błotnisty tor przeszkód. Nie trzeba było kupować biletów, a zwiedzić mogliśmy każdy zakamarek. Widok z wieży zamkowej na uderzające w skały, spiętrzone fale, zapierał dech w piersiach.
19 sierpnia obfitował w zamki. Ciekawa historia przydarzyła nam się, gdy dotarliśmy do wsi Inverugie, gdzie według mapy powinien być zamek. Pracującego na podwórku mieszkańca zapytaliśmy jak do niego trafić. Wytłumaczył nam, że powinniśmy się lekko cofnąć i skręcić w boczną uliczkę. Później trzeba było przedzierać się wąską ścieżynką prowadzącą wzdłuż rzeki, wdrapywać na wzgórze, a gdy już całkowicie zwątpiliśmy, że cokolwiek znajdziemy, ujrzeliśmy imponujących rozmiarów, dobrze zachowane ruiny zamku. Ukryte były w gęstym lesie i widać było, że rzadko kiedy ktoś je odwiedza. Zadowoleni wracając ponownie mijaliśmy tego samego mężczyznę, dziękując mu za wskazanie drogi. Gdy odjechaliśmy od niego na niespełna 50 metrów zobaczyliśmy kolejny zamek, a na nim tabliczka z napisem Inverugie Castle! Był to niewątpliwie zamek, który widniał na mapie. W takim razie co my wcześniej odkryliśmy i dlaczego tubylec nie wskazał nam zamku znajdującego się tak blisko niego, tylko inny, ukryty w gęstym lesie? Na te pytania do dziś nie znamy odpowiedzi. Ciekawym zabytkiem okazał się również zamek przerobiony później na latarnię morską. Szymon to wielki miłośnik zamków a Radek uwielbia odwiedzać latarnie morskie, zatem Kinnaird to idealne połączenie ich pasji.
Wieczór również pozwolił nam odkryć ciekawe ruiny, niezaznaczone na żadnej z naszych map. Dotarliśmy też do Pitsligo Castle, gdzie na murach widniały herby z datą 1577. Ruiny te były całkiem dobrze zachowane i zauważyć można było, że są ludzie, którzy o nie dbają i starają się by nie uległy całkowitemu zniszczeniu.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż