Maciej Brożyna, Maciej Śliż, Łukasz Godek, Jarosław Herbert
Ekspedycja Elbrus 2010
artykuł czytany
1285
razy
Dzięki jednak uprzejmości i wskazówkom młodego Rosjanina, który na fali ostatniej sympatii dla Polaków, widząc nasze nieudolne zmagania, pomógł nam bezinteresownie – dotarliśmy na miejsce. Na dworcu spotkaliśmy wszystkie te busy, które podobno miały tam nie jechać (dziwna jest tajemnica duszy rosyjskiej). Pod dworcem zaczepiali nas różni „taksówkarze” i oferowali podwiezienie do wioski Elbrus za jedyne 10.000 rubli. Zupełnie nam się to nie opłacało, gdyż potem za pociąg i taksówkę z dworca zapłaciliśmy łącznie niecałe 5.000 rubli, jak przystało na „Krezusów”.
Udało nam się kupić najtańsze miejsca w pociągu, tzw. plackarty. Trasa miała około 500 km. Cena za taki bilet do Mineralnych Wód, to 600 rubli za osobę, więc trochę zaoszczędziliśmy, bo trzeba było myśleć o oszczędnościach, by starczyło na drogę powrotną.
Po 3 dniach od wyjazdu z Polski dotarliśmy do Mineralnych Wód. Wczesnym rankiem wysiedliśmy z pociągu, gdzie zostaliśmy „zaatakowani” przez miejscowego Rosjanina, który pojawił się nie wiadomo skąd i oferował nam podwiezienie do samej wioski Elbrus za „tylko” 2400 rubli. Dodał, że spotkało nas wielkie szczęście, ponieważ jest najtańszym przewoźnikiem w mieście. Chcąc się rozejrzeć za innymi środkami transportu próbowaliśmy tłumaczyć mu, że chcemy zjeść śniadanie, sprawdzić pociąg powrotny, znaleźć bankomat i kantor.
Nasz nowy znajomy nie odstąpił nas już nawet na krok, powtarzając, że zawiezie nas wszędzie, zatrzymując się gdzie zechcemy. Jego upór i determinacja wygrały z naszym zmęczeniem. Ruszyliśmy w drogę pojazdem, zwanym „Żiguli”, krajową wersją znanej w Polsce Łady 1500.
Podczas przejazdu nasz taksówkarz zatrzymał się dwa razy na naszą prośbę. Jak się później okazało, przystanki nie były darmowe, gdyż sam sobie pobrał za to napiwek, nie wydając nam reszty, tłumacząc to zbędnymi postojami (które obiecał na samym początku).
Na naszej drodze napotkaliśmy bardzo dużo patroli policyjnych. Kierowca wytłumaczył nam, że zatrzymują kierowców wyłącznie w celach zarobkowych. Prawie się o tym przekonaliśmy, jednak kontrola dokumentów naszego kierowcy, ku zdziwieniu wszystkich wykazała niepełnosprawność – wydawałoby się w pełni sprawnego szofera. Policjant był bezradny wobec człowieka, który oświadczył, że nie otworzy bagażnika, gdyż nie może chodzić. A myśleliśmy, że już nic nas nie zdziwi.
I tak znaleźliśmy się na miejscu – w wiosce Elbrus. Stamtąd mieliśmy jeszcze 15 km do Azau. Nasz kierowca nie zgodził się nas zabrać dalej z niewiadomych przyczyn. Na miejscu kolejny przewoźnik chciał nas zawieść na miejsce za 300 rubli, gdzie jak dowiedzieliśmy się od pary młodych rosyjskich turystów nawet 100 rubli to za dużo. 23 lipca – stanęliśmy w Azau u stóp Elbrusu.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż