podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Azja » Indie i Nepal
reklama
Andrzej i Edyta Juda
zmień font:
Indie i Nepal
artykuł czytany 3361 razy
W Amritsarze spóźniliśmy się z zakupem biletu do Dharamsali. Chcemy, więc kupić bilet najpierw do Pathankot, a stamtąd do Dharamsali, ale jest to niemożliwe, bo właśnie trwa strajk kierowców. Kupujemy, więc bardzo tanie bilety kolejowe do Pathankot. Gdy pociąg przyjechał i zobaczyliśmy ile ludzi na niego czeka i w jaki sposób przygotowują się do wsiadania, zrezygnowaliśmy. Postanowiliśmy pojechać następnego dnia bezpośrednim autobusem do Dharamsali. Oczywiście w międzyczasie zobaczyliśmy złotą świątynię, która nie zrobiła na nas oszołamiającego wrażenia. Nocleg w pokoju o średnim standardzie i cenie znaleźliśmy przez rikszarza (nazwa - hotel turystyczny o ile dobrze pamiętam). Następnego dnia wyjechaliśmy do Dharamsali. Autobus dojeżdża tylko do dolnego miasta. Do McLeod Ganj, czyli tam, gdzie ma siedzibę Dalajlama, trzeba podjechać tanim busikiem (około 10 rupii) lub taksówką. O transporcie busami wtedy nic nie wiedzieliśmy, dlatego wyjechaliśmy do góry taksówką z innymi białymi. Dojeżdża się na mały placyk będący centralnym punktem miasta, z którego odchodzi wiele ulic. Zaglądamy do kilku hoteli, ale nic ciekawe nie znajdujemy. W końcu poddajemy się naleganiom młodego Kaszmirczyka i lądujemy w Pink Hotel położonym nieco na uboczu. Targujemy cenę i mieszkamy za 300 rupii mając do dyspozycji czyściutki pokoik z łazienką, aneksem kuchennym i balkonem. Z restauracji na dachu mamy widok na otaczające góry i położone tarasowo miasto. Wieczorem bardzo blisko słyszymy fajną muzykę i domyślamy się, że odbywa się koncert. Zaglądam do środka, a tam cała sala, głównie białych, śpiewających wraz z zespołem rockowe standardy. Koncert poświęcony był wolnemu Tybetowi. Na następny dzień idziemy do głównej świątyni. Przy wejściu polski akcent. Plansza ze zdjęciami Polaków manifestujących poparcie dla sprawy Tybetu z różnych stron Polski. Uczestniczymy w uroczystościach na placu pomiędzy główną świątynią i skromną siedzibą Dalajlamy. Niestety pomimo prób również w następnym dniu, nie udało się nam zobaczyć Dalajlamy. Zwiedzamy miasto, bierzemy udział w procesji wokół wzgórza, na którym jest siedziba Dalajlamy i najważniejsza świątynia, robimy zakupy, chodzimy na dalsze wycieczki np. do Daramkot, gdzie jest sporo hotelików i mnóstwo białych. Po drodze widzimy panoramę całej McLeod Ganj oraz spotykamy przechodzące przez drogę stado kilkudziesięciu małp. Z McLeod Ganj do dolnego miasta zjeżdżamy busem za 10 rupii od osoby i kupujemy bilety do Pathankot. Niestety dalej autobusem nie możemy dojechać, bo ciągle trwa strajk kierowców. Jedziemy, więc pociągiem do Dżammu i stamtąd chcemy jechać dalej. Ale w Dżammu też trwa strajk, więc mamy problem. I tu zaczyna się dokładny opis.

07.07.2008

Utknęliśmy w Dżammu. Trwający już kilkanaście dni strajk kierowców jest przyczyną braku połączenia do Śrinagaru. Okazuje się na szczęście, że jutro mają podstawić zastępczy autobus. Odjazd o 6 rano spod Tourist Center (5 km od stacji kolejowej oraz autobusowej). Postanowiliśmy dostać się motorikszą (60 rupii po targach) w pobliże jutrzejszego odjazdu naszego autobusu, kupić bilety do Śrinagaru (430 rupii za dwie osoby) i poszukać odpowiedniego hotelu. Wybraliśmy hotel City Top za 350 rupii. Standard pokoju okazuje się niski. Ze względu na napięcia w sieci, telewizor włącza się, kiedy chce, z prysznica leją się małe strużki wody i pełno jest mrówek, z którymi walczę do wieczora systematycznie zmniejszając ich ilość. Jednak najgorsze dopiero miało nadejść. Po chwilowej przerwie w dostawie prądu, okazało się, że są tu też karaluchy, ale jakie!!! Takich jeszcze nigdy nie wydziałem – wielkości naszych kilkunastu. Karaluchy giganty, których była mała rodzinka, ale to wystarczyło, żebym nie mógł ich łatwo zabić ściągniętym z nogi sandałem, a to z prostej przyczyny, że sandał cały czas się od nich odbijał jak od czegoś bardzo sprężystego. Okazało się również, że potrafią poruszać się nawet w takim stanie, że wydawało się to nie możliwe. Po prostu reaktywacja. Od tej nocy sprawdzamy każdy pokój. Edyta śpi pod moskitierą, a ja dyżuruję pół nocy oglądając filmy. Mamy jeszcze małą jaszczurkę. Miasto jest nieciekawe i nie ma sensu tracić na niego czas. Wszędzie pełno wojska, zero turystów i czujemy się tu bardzo nieswojo. Podobno to jedno z najbardziej niebezpiecznych miast w Indiach ze względu na bojówkarzy muzułmańskich.

08.07.2008

Rano wyjechaliśmy z półgodzinnym opóźnieniem i jesteśmy jedynymi białymi. Autobus rewelacja. W bagażniku pół centymetra brudnej mazi, w tylnym oknie dziura wielkości plecaka, brak jednego bocznego okna, siedzenia tak klejące, że ciężko oderwać ręce. Wolimy jednak jechać w takich warunkach niż zostać w Dżammu. Nasze obawy, co do sprawności autobusu, zostały wzmocnione zaraz na początku podróży. Po paru kilometrach pękła opona i mieliśmy pół godziny przerwy. Na szczęście utknęliśmy przed grupą przydrożnych barów, więc mieliśmy czas na śniadanie. Naprawa poszła całkiem sprawnie. W trakcie podróży kierowca – kamikadze nie oszczędzał autobusu na górskich zakrętach. Można było jednak odetchnąć na robionych często postojach. Nastroje współpasażerów były znakomite. W większości byli to turyści w średnim wieku z innych części Indii. Robili zdjęcia, komentowali widoki i niestety przez pół drogi śpiewali. Dla nas to zawodzenie było koszmarem. Ktoś w jakiejś relacji określił to trafnie jako „łamanie kota kołem”. Na miejsce do Śrinagaru dotarliśmy około 19, po dwunastu godzinach podróży. Wjeżdżając na dworzec zostaliśmy dostrzeżeni przez naganiaczy, którzy biegli za naszym autobusem. Rozgorzała zażarta walka. Nikt nie zdołał jeszcze wysiąść, gdy dotarł do nas zwycięzca. Po wyjściu na zewnątrz obserwowaliśmy małe przepychanki i krótką ostrą wymianę zdań zwycięscy z innymi jego kolegami. Pojechaliśmy rikszą do jego house boatu, choć na nogach to bardzo blisko. Do łodzi położonej na rzece idzie się w przeciwną stronę niż do jeziora. Cenę stargowaliśmy z 400 na 200 za noc na dwie osoby. Warunki takie sobie i nie polecamy tego miejsca. Właściciel zaproponował nam wycieczkę po jeziorze Dal. Za przejażdżkę łodzią oraz rikszą po starym mieście, ogrodach i świątyniach chciał dostać 1400 rupii. Na moje sugestie cenowe był nieugięty. Postanowiliśmy wziąć go na przetrzymanie.

09.07.2008

Rano wstaliśmy późno nic nie wspominając o wczorajsze propozycji. Syn właściciela w końcu nie wytrzymał i zapytał nas o plany na dzisiejszy dzień. Odpowiedzieliśmy, że sami sobie wszystko załatwimy. Za chwilę przyszedł jego ojciec z nowiną, że ma dla nas super atrakcyjną cenę. Ja na to, że to już nieaktualne. W końcu poszliśmy mu na rękę i wzięliśmy łódź za 500 rupii na trzy godzinną przejażdżkę po jeziorze. Przy samym jeziorze można taką łódź wytargować za 300 rupii. Przejażdżka warta jest polecenia. Wraca się przez wioskę gdzie zamiast ulic są drogi wodne. Wszyscy poruszają się na łodziach, bez których wyjście do szkoły, sklepu czy gdziekolwiek indziej jest niemożliwe. W zasadzie w Śrinagarze tylko jezioro i położone nad nim wioski są ciekawe. Na resztę szkoda czasu.
Spacerując wzdłuż jeziora znaleźliśmy fajne miejsce na nocleg. Czyściutki hostel z pięknymi pokojami za 300 rupii. Tą perełką jest „Hotel Tufkash”. Przed hostelem jest wypielęgnowany zielony trawniczek z krzesełkami. Wokół cisza. Po prostu sielanka. Położony jest na uboczu, kilka kroków od głównej ścieżki przy jeziorze. Polecamy. Hostele są puste, nie ma turystów, więc jest, w czym wybierać. Z dworca można się tam dostać na nogach lub za niewielką opłatą motorikszą (około 1-1,5 km).
Wyjeżdżając ze Śrinagaru chcieliśmy kupić bilety do Kargilu by stamtąd udać się do wiosek Dha-Hanu. Okazało się to jednak niemożliwe. Według ludzi z obsługi dworca za mało jest chętnych na taką podróż. Były jeszcze dwa miejsca do Lech, więc je kupiliśmy za 1240 rupii (dwie osoby).

10.07.2008

Planowo o 8 rano wyjechaliśmy autobusem super delux (niczym oprócz nazwy i ceny nieróżniącym się od normalnego autobusu) w kierunku Lechu. Przed odjazdem małe zamieszanie. Jedzie z nami kilku „białych” i pewien Szwajcar nie chce zapłacić za umieszczenie bagaży na dachu. Okazało się, że jest to jakaś dodatkowa usługa, o której jesteśmy poinformowani dopiero po jej zakończeniu. Bardzo nieprzyjemny i natarczywy wykonawca tej usługi żąda od nas po 10 rupii od bagażu. Oczywiście pieniądze są śmiesznie małe, ale tutaj chodzi o zasady. Szwajcar postanawia nie płacić i żąda z powrotem swoich bagaży, które umieszcza wewnątrz autobusu. Poszedłem z ciekawości zapytać na dworcu czy opłaty te są stałą praktyką czy samorzutnym pomysłem na dorobienie. Okazało się, że nie ma takiego obowiązku i zapłata za umieszczenie bagażu na dachu jest dobrowolna (najczęściej 5 rupii za bagaż). Dzięki temu nie ugiąłem się mimo bardzo nieprzyjemnie natarczywych nalegań. W końcu pod wpływem nalegań Edyty dałem mu 10 rupii na pożegnanie.
Strona:  « poprzednia  1  [2]  3  4  5  6  7  8  następna »

górapowrót
podobne artykułyPrzeczytaj podobne artykuły
»  Ballada o przekraczaniu granicy
»  Biali przegrywają... czyli kilka refleksji z Kalkuty
»  Indyjski Tybet od "A" do "Z"
»  Varanasi - najświętsze miasto Indii
»  Za mapą po Indiach, czyli nieco o indyjskiej kartografii
»  Wygnani z grobowca
»  Gastronomiczne wtajemniczenia
»  Natręci niezbyt natarczywi
»  Pondicherry - czyli niech żyje odmienność
»  Arunczal Pradesz – Świat kultury plemiennej
»  Khumbu Himal Trek
»  Słuchając mowy kamieni
»  Nepal, nie tylko Himalaje
»  Namaste Gvaliyar!
»  Bollywood dance - czyli indyjski taniec filmowy na topie!
»  Miyar Himalaya Expedition 2006
»  U stóp himalajskich ośmiotysięczników
»  Wyprawa w Himalaje
»  Wzdłuż świętej rzeki Indus
fotoreportażfotoreportaż
» Indie - Beata Bilińska
» Indie, Nepal - Piotr Kotkowski
» India 2005 - The South - Keral - Maciej Dakowicz
wyróżniona galeria
» Twarze Indii - Katarzyna Leśniak
» Nepal - ludzie - Robert Remisz
» Nepal - góry - Robert Remisz
» Poranne obrzędy w Kathmandu - Radosław Kucharski
» Himalaje Nepalu - Radek Kozłowski
górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]