Kocioł Bałkański 2006-2007
artykuł czytany
3990
razy
Dla niewtajemniczonych - Kosowo jest jak na razie regionem autonomicznym Serbii pod kontrolą ONZ, co oznacza korupcję na niewyobrażalną wręcz skalę. Sednem problemu jest fakt, iż ponad 90% mieszkańców Kosowa to Albańczycy, zaś pozostałe 10% to Serbowie oraz inne mniejszości narodowe. Dla Serbów Kosowo jest kolebką ich państwowości. Tylko w tym regionie mamy możliwość podziwiania przepięknych starych monastyrów. Właśnie to jest zarzewiem konfliktu. Kosowscy Albańczycy chcieliby niepodległości, zaś Serbowie za nic w świecie nie pogodzą się z secesją historycznej krainy Serbii.
Nie wchodząc jednak w zawiłości historyczno-polityczne, warto zwrócić uwagę na niewiarygodną wręcz przedsiębiorczość mieszkańców Kosowa. Praktycznie każdy czymś handlował, co krok istniała możliwość zakupu jakiejś przekąski, np. kebaba, burka itp. U ludzi widać było błysk w oku, który świadczył, iż chcą oni iść z postępem, a nie stać w miejscu Muszę obiektywnie stwierdzić, że Priština zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Przechadzając się ulicami stolicy Kosowa trudno odnieść wrażenie, że panuje tutaj ponad 50% bezrobocie. Jeśli mam być szczery, to centrum Prištiny przypomina Katowice przed 8-10 laty.
Jeśli ktoś z Was, Drogich Czytelników, zechce wjechać do Kosowa, koniecznie powinien spróbować tutejszego pieczywa. Wypiekane w klasycznych piecach chleby na zakwasie mają zupełnie inny smak niż dzisiejsze pieczywo produkowane na bazie drożdży. Jak już wcześniej wspomniałem - kebab, burek czy inne przysmaki kuchni bałkańskiej to również obowiązkowy punkt programu. Można też sobie kupić płytę z muzyką ludową. Ja właśnie taką sobie zafundowałem, ale po odsłuchaniu jej w domu okazała się…dosłownym wyciem do księżyca :) Pamiętajmy zatem, aby 'artystę' o nazwisku Rizah Bllaca raczej omijać szerokim łukiem.
Z uwagi na zbliżający się zachód słońca byliśmy zmuszeni powoli wracać do Niškiej Banji. W drodze powrotnej, już w Serbii, wstąpiliśmy do znajdującej się nieopodal drogi knajpki. Z uwagi, że Serb i Polak raczej nie maja większych problemów ze wzajemnym zrozumieniem, po godzinnym postoju dowiedzieliśmy się całego życiorysu właściciela. Co ciekawe, jest oddanym bez reszty fanem...Poloneza! Polski samochód ponoć towarzyszy mu przez całe życie. Po każdy nowy model zawsze przyjeżdżał do naszego kraju. Jednocześnie nie cierpi jugosłowiańskiej myśli technicznej - jak powiedział, zamiast Zastavy (Yugo) wołałby jeździć na ośle :) Właściciel pokazał nam nawet swoje zdjęcia ze ślubu, gdzie w tle znajdował się oczywiście Polonez.
Tym optymistycznym akcentem udaliśmy się w drogę powrotną i ok. 22 byliśmy w domu na nocleg, pamiętając, że jutrzejsza droga do Igoumenitsy jest długa i męcząca, a więc pobudka czeka nas o 4.30 rano.
Droga do Grecji wiedzie przez Macedonię, a tam oczywiście za tranzyt autostradowy trzeba płacić. Na szczęście opłaty są o wiele niższe niż w Serbii i wynoszą w sumie niecałe 20 zł. Polecam wszystkim, aby mieć przy sobie drobny bilon euro (10, 20, 50 eurocentów oraz monety 1 i 2 euro) i pamiętać o przeliczniku 1 euro - ok. 60 denarów. Dlatego np. jeśli cena wynosi 90 denarów płacimy 1,5 euro. Broń Boże nie płaćmy euro w papierku, gdyż możemy albo otrzymać po niekorzystnym kursie resztę w denarach albo po prostu jej nie otrzymać.
W tym miejscu również bardzo ważna informacja. Pierwsze 10-15 km od przejścia granicznego pokonujemy zwykłą drogą. Na tym odcinku prawie zawsze stoi policja, dlatego w tym miejscu szczególnie zalecam ostrożną jazdę. Ponadto zawsze przyda się kilka paczek papierosów i jakiś gadżet w stylu długopis itp. Policjant, który nas zatrzymał początkowo przywitał nas mandatem w wysokości 50 euro, ale dwie paczki dobrych polskich papierosów i 30 minutowa rozmowa na temat "jak to jest w Polsce" załatwiła sprawę. W istocie jest tak, iż policja zatrzymuje z ciekawości, no a żeby był jakiś powód, musi podać jakąś kwotę. Pamiętajmy, aby zachować spokój, nie denerwować się i podjąć rozmowę na inny temat - sprawdzone :)
Oprócz przygód z policją przez Macedonię przejeżdża się szybko i bez dodatkowych atrakcji. Opłaty za autostrady (no i ewentualny prezent dla policji) to wszystkie koszta, które musimy ponieść w tym kraju. Pamiętajmy, aby wjeżdżając do Grecji przesunąć zegarki o godzinę naprzód! Obowiązuje tutaj czas wschodnioeuropejski (taki, jak w Bułgarii, Rumunii czy np. na Ukrainie).
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż