Wyprawa samochodem na Krym
artykuł czytany
15524
razy
Klimat regionu jałtańskiego różni się od reszty kraju. Położony za łańcuchem górskim (1400m - ten, z którego zjeżdżaliśmy), zasłaniającym miasto od północnych wiatrów, powoduje, że jest śródziemnomorski - ciepły i suchy. Wszędzie rosną palmy. Przykre tylko było to, że tak ślicznie położoną miejscowość Sowieci upstrzyli blokami żadnej urody. Praktycznie każde ładne miejsce na Krymie jest jakoś przez architekturę socjalistyczną zniszczone.
Cały region zawdzięcza jednak swa popularność osiedlu Liwadia. To tu stoi przepiękny pałac carski, w którym odbyła się konferencja jałtańska. Miejsce okazało się urokliwe - położone na skarpie schodzącej prosto do morza, wokół pałacu znajdował się park krajobrazowy, a mimo to nie potrafiliśmy się do końca cieszyć z widoków. Gdzieś w naszych głowach kołatała się myśl - że gdyby tylko wtedy, 60 lat temu….. Ech, co tu mówić.
Z Liwadii udaliśmy się do Gaspry, maleńkiej miejscowości położonej na zachód od Jałty. W Gasprze, na skalistym przylądku Aj Todor stoi jeden z symboli Krymu - słynny neogotycki zamek Jaskółcze Gniazdo. Zameczek został wybudowany przez niemieckiego barona w 1912r. Za grosze można go obejść dookoła i ten sposób ponapawać swe oczy widokiem, jaki się z niego rozciąga na morze. Minusem jest oczywiście fakt, że chętnych do "ponapawania" się jest co niemiara i wrzaski mącą błogą ciszę.
ALOSZA
Ostatniego dnia, wtedy, kiedy mieliśmy już wyjeżdżać, przeżyliśmy prawdziwe chwile grozy. Załadowaliśmy nasz dobytek do opla i poszliśmy się pożegnać z naszymi gospodarzami. Pamiątkowe zdjęcie i ….nagle okazuje się, że nie ma torby Gośki, w której znajdowały się wszystkie jej dokumenty osobiste i od samochodu. W panice przetrząsamy samochód, pokoje. Nagle przypomina nam się, że jak pakowaliśmy się, to na schodach chatki naprzeciwko siedział jakiś miejscowy żulik, po którym teraz nie było śladu! Gośka uzmysłowiła sobie, że ma w torbie telefon; poczęła więc dzwonić na swój numer w nadziei, ze ktoś się ulituje i odbierze. Po kilku sygnałach zapanowała cisza. Wezwana została milicja. Panowie wysiedli, wyjęli czarną walizeczkę i zaczęli robić zdjęcia, zadawać prawdziwie detektywistyczne pytania i zdejmować odciski palców z całego samochodu. Wszystko mieliśmy wymazane proszkiem daktyloskopijnym, łącznie z przewodnikami po Krymie. Ta nieco z początku zabawna akcja śledcza przyniosła jednak nieoczekiwane rezultaty. Myśmy się właściwie już załamali, Gośka trochę histeryzowała, bo największy problem z samochodem, po który trzeba byłoby wracać na Krym. A tu nagle milicja przyprowadziła żulika z torbą Gośki. W środku było wszystko oprócz części pieniędzy (poszły na marlboro [!], dobre wino i obiad) i telefonu (został wyrzucony, bo żulik Alosza nie wiedział, co to tak brzęczy). Następne dwie godziny Gośka z Judasem spędzili na komisariacie pisząc protokół. Okazało się także, że Alosza znany jest milicji od dawna (w latach sześćdziesiątych siedział w więzieniu za ostrzelanie autobusu).
ODESSA 2
W końcu jednak udało się nam opuścić Bakczysaraj i cały Krym. Na nocleg dotarliśmy do Odessy. Nie chcieliśmy nadużywać gościnności Jany, więc zdecydowaliśmy się na hotel "Spartak" - brudny, rozpadający się, pełen karaluchów, z najbardziej obrzydliwym prysznicem pod słońcem. Ale trudno, nasze zmęczenie pozwoliłoby nam wtedy zasnąć w każdych warunkach.
Na śniadanie wybraliśmy do McDonalda (bo to jedyne knajpy, co do których wiadomo, jakimi standardami sanitarnymi się kierują), a potem udaliśmy się na szybkie zwiedzanie. Naszym głównym celem były słynne schody (kto nie widział "Pancernika Potiomkina", ten trąba). Jak zwykle spotkało na rozczarowanie - schody owszem wysokie i szerokie, ale w stanie rozkładu, pokryte jakimś popękanym asfaltem. Nam najbardziej podobał się XIX- wieczny budynek opery oraz kamienice przy ulicy o nazwie "Deribasowskaja".
POWRÓT
Droga do powrotna do domu nie obfitowała już w żadne ciekawe wydarzenia. Jak podsumować ten wypad? Na pewno było warto (ale, jak mówi Ryszard Kapuściński, nie ma miejsc, gdzie nie warto jechać), na pewno było zabawnie. Wiele razy denerwowaliśmy na ich źle oznakowane drogi, fatalne warunki sanitarne, piratów drogowych w swych lśniących maszynach (ja miałam potworny kryzys w drodze z Krymu do Odessy), ale też spotkaliśmy najbardziej gościnnych, uprzejmych ludzi na świecie.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż