podróże, wyprawy, relacje
reklama
Dorota Leligdowicz
zmień font:
Relacja z wyprawy na Mont Blanc - Siła Wspólnych Marzeń
artykuł czytany 3120 razy
Zapada zmrok, czołówki poszły w ruch, zapaliliśmy też świecę - zrobiło się bardzo przytulnie.
Smaczne jedzenie i długie pogaduchy z kubeczkiem wina w dłoni; nalewamy je z sześciennego pojemnika z kranikiem, bardzo zabawna namiastka beczułki. Obserwujemy po północno-zachodniej stronie świata nad szczytami grę świateł, i zastanawiamy się, czy te migoczące czerwone i powoli zanikające to race, sygnały od oczekujących pomocy zagubionych wędrowców, czy też swoista, ustalona gra świateł, w jakimś nieznanym nam celu. Magicznie się działo pomiędzy niebem a ziemią, aż przyszedł czas na sen.
Śpimy w dwóch namiotach ekspedycyjnych, 3osobowy Alpinus sprawdzony w trudnych warunkach, wypożyczony nam przez Magdę i 2 osobowy Marabut, którego świeżo nabył Jędrek.

25.06.2006 Niedziela, dzień trzeci, 2372 m n.p.m.

Jaskinia

Obudziłam się o 4tej, potem o 5tej, nie mogłam spać; emocje, no i te nasze niezwykłe:) śpiworki, ech… gorąco było w tych naszych puchaczach, bardzo gorąco; wyszłam z namiotu… gdyby nie jednostajny szum samochodów na pobliskim rozjazdu dróg, łudząco przypominający szum wodospadu, to panowałaby niczym zmącona cisza. Chłód poranka, pod stopami rosa. Słońce jeszcze kryło się za okolicznymi niewysokimi górami, ale za przyczyną natury część szczytów najwyższych po stronie południowo zachodniej była pięknie oświetlona, tak, jak tylko potrafi poranne słońce…
Pobudka po 6tej. Panowie wychodząc z namiotów komentują okolicę; na północy, pośród zielonych wzgórz, zwracają naszą uwagę wypiętrzone przedziwne formy skalne, jak w Wielkim Kanionie, idealne do wspinaczki. Po przeciwnej stronie ukryła się nasza Góra, myślimy o niej, każdy po swojemu.
Krzątanina, śniadanie i wreszcie to, co najważniejsze - pakowanie plecaków, po kolei: sprzęt w całości, jedzenie, by wystarczyło, ciuchy niezbędne minimum. Na drogę batony i napoje "pod ręką", a reszta rzeczy zostaje w samochodzie. Wrzucamy też na siedzenie kartki z adresami do naszych najbliższych. Samochód zaczeka za drobną opłatą w bezpiecznym miejscu, czyli na parkingu przy kempingu. Jędrek uregulował wszelkie rachunki (wyszło mniej więcej 5 euro za nocleg na głowę i około 1euro za parking).
Jeszcze krótki rekonesans po okolicy, by złapać ciszę wewnętrzną za ogon, jeszcze ostatni rzut oka wokół siebie i na siebie nawzajem. Na pamiątkę tego poranka pozostała mi zasuszona margerytka w notatniku, którą podarował mi Mariusz na pogłębienie uśmiechu i pozytywnego nastroju.
Strona:  « poprzednia  1  2  3  4  [5]  6  7  8  9  10  11  12  13  14  15  16  17  następna »

górapowrót