podróże, wyprawy, relacje
reklama
Dorota Leligdowicz
zmień font:
Relacja z wyprawy na Mont Blanc - Siła Wspólnych Marzeń
artykuł czytany 3120 razy
Zostawiam swoje sandały - Jędrek ukryje je między deskami drewnianego budynku stacji, gdzie widać inne zdeponowane w ten sposób rzeczy czekające na swoich właścicieli. Na mnie tutaj też już coś czeka.
Kilkadziesiąt metrów dalej, na rozwidleniu dróg (drogowskazy) kierujemy się na lewo, w stronę Tete Rousse (droga w prawo na lodowiec Bionnassay); czerwony szlak na zboczach Rognes to nie jedna ścieżka, a splot wielu ścieżek między skałkami, jak pajęczyna; trzeba uważać na ruchome kamienie, bo na takich łatwo skręcić nogę; czasem zagubiona płachta śniegu, a pośród mchu dużo kwiatów fioletowych i różowych, maleńkich, gęsto porastają zaułki naskalne. Nie mam pojęcia jak się zwą, ale są niezwykłej urody, i choć bez nazwy, to zachwycają - zatrzymuję się wielekroć przy nich; Mariusz robi zdjęcia i szybkim krokiem dogania Jędrka, który z niespożytą energią, jak pędziwiatr, znika w dali. Idę przed siebie powoli. Na zachodniej stronie oświetlone stoki gór, a po naszej chłód cienia. Nagle potworny huk; słyszę krzyk Adama za mną…Schodzi lawina, ogromna, daleko od nas, ale słychać ją tak, iż w pierwszej chwili pomyślałam o wybuchu, a potem ogarnęło mnie niesamowite uczucie porażenia ogromną siłą masy osuwającego się śniegu.
Około 8:30 zatrzymujemy się przy schronie Forestiere na wys. 2768 m n.p.m. Tam śniegu mnóstwo między kamiennymi głazami, chmury odsłaniają w dali lśniące srebrzyście w słońcu schronisko Goutera. Siadam w kamiennym zaułku w promieniach ciepła, by odetchnąć i nacieszyć oczy monumentalnością otoczenia.
Słyszę nawoływania Jędrka, ruszamy dalej, powoli. Jest stromo; droga wije się pośród brunatno pomarańczowych skał. Mijamy pamiątkowy krzyż; ktoś sprzed wieku zostawił swój ślad. Czasem napotykamy ciekawe okazy kamieni; obiecujemy sobie z Adasiem pamiętać o nich przy schodzeniu, tak, żeby na pamiątkę zabrać ze sobą na niziny. Znów w dali, ale jakby bliżej, imponująco się odsłania "bajkowa góra", Aiquille Du Midi 3842m n.p.m. Jej zarysy mają charakterystyczny kształt szpiców, między którymi znajduje się kładka. To górna stacja najwyższej i najdłuższej na świecie kolejki linowej i punkt startowy alternatywnej drogi na Mont Blanc. Robię kilka zdjęć, trudno się oprzeć chęci utrwalenia tego wyjątkowego dzieła natury. Zjadamy chałwę i naprzód.
Nagle, wyłoniło się zza zakrętu, nieco w dali, na prawo, za imponującą i olśniewającą bielą lodowca, schronisko Tete Rousse na 3187 m n.p.m., nasz cel w tym dniu. Krzyczę z radości: jak pięknie!!! Jest gorąco, zapadają się nogi w mokrym śniegu; wydawało się, że tak blisko, a jednak ten kawałek drogi w pełnym słońcu wymaga wysiłku.
Mariusz i Jędrek dotarli pierwsi. Ukryli się za granią i rzucają w nas śnieżkami. Chybione rzuty sprawiają obu stronom dużo zabawy. Liczę ostatnie kroki, by zrzucić plecak i ciuchy z siebie, napić się wody, skorzystać z toalety. Schodząc z lodowca rozglądam się wokół szukając pola namiotowego. Nasi 'sprinterzy' przywołują nas na drugą stronę wzniesienia, gdzie w ułożonych kamiennych kręgach są wyznaczone miejsca. Tuż obok toaleta wyglądająca jak znany powszechnie wychodek, ale z tą różnicą, że jest schludnie, czysto i ciepło, bez uciążliwych zapachów. Brakuje tylko bieżącej wody na pełnię luksusu. Nie mogę się nadziwić takiej możliwości w takim miejscu.
Szybko wyciągamy śpiwory, tak, żeby wyschły, bo nie wiadomo, czym nas kapryśna pogoda zaskoczy. Choć teraz świeci słońce, to w każdej chwili może się to zmienić, zwłaszcza, że prognozy są raczej pesymistyczne: ma trochę padać, mocno wiać, przewidywana nawet burza.
Strona:  « poprzednia  1  2  3  4  5  6  7  [8]  9  10  11  12  13  14  15  16  17  następna »

górapowrót