Rumuńskie góry, bułgarskie plaże (2001)
artykuł czytany
7681
razy
Park okazał się być wyjątkowo pustym i spokojnym miejscem, więc zdecydowaliśmy, że tam już zostaniemy na noc; było tak gorąco, że nawet nie wyjmowaliśmy śpiworów, po prostu rzuciliśmy się na karimaty, plecaki pod głowę i zasnęliśmy.
2 sierpnia, dzień 12.
Kiedy zwijaliśmy się o 4.30 wydawało się, że bez problemu zdążymy na pociąg odjeżdżający półtorej godziny później... Niespiesznie szliśmy przez puste ulice Bukaresztu, odpierając ataki bezpańskich psów (w samej stolicy jest ich sto tysięcy), w końcu wsiedliśmy do tramwaju #12 i jechaliśmy w stronę Buc. Progresu. Czas biegł nieubłaganie, a tramwaj wlókł się niemiłosiernie. Kiedy wreszcie dotarliśmy do ostatniego przystanku według rozkładu pociągu nie było na stacji już od pięciu minut. Ku naszemu zdziwieniu rozkład został zmieniony i pociąg odjeżdżał 20 minut później... Spokojnie kupiliśmy więc bilety i po dwóch godzinach byliśmy w Giurgiu. Tam ostatecznie rozdzieliliśmy się z czeską parą - oni zdecydowali się iść pieszo, my natomiast pokonać 6 km do przejścia taksówką, za 1$ od osoby. Po szybkiej kontroli przeszliśmy pieszo most na Dunaju i byliśmy w Bułgarii.
Do centrum miasta i dworca było bardzo daleko, natychmiast więc obskoczyli nas taksówkarze proponujący, że zawiozą nas tam za 20 DM, poszliśmy jednak 100 metrów dalej i okazało się, że za chwilę odjeżdża autobus, który kosztuje zaledwie 0.40 lewa. Szybko kupiliśmy bilety na popołudniowy pociąg do Warny i ruszyliśmy na miasto - na kebapcze i starą zagorkę, najlepsze bułgarskie piwo. W samym Ruse nie było raczej nic do zwiedzania, więc kupiliśmy jeszcze bańciki na drogę i wsiedliśmy do pociągu.
W Warnie mieliśmy zamiar spać gdzieś na dziko lub na kempingu, okazało się jednak, że całe wybrzeże jest tak zagospodarowane i strzeżone przez policję, że raczej odpada ten wariant, szczególnie, że jakieś pół godziny po naszym przyjeździe miał zapaść zmierzch; dowiedzieliśmy się, że najbliższy kemping znajduje się 40 km dalej, nie pozostało nam więc nic innego jak przystąpić do negocjacji z kobietą, która oferowała nam kwaterę. W końcu stanęło na 6 DM od osoby za pokój znajdujący się jakieś 5 minut pieszo od plaży.
Zrzuciliśmy tam plecaki i poszliśmy pooglądać Warnę nocą; w końcu usiedliśmy w jednej z knajpek znajdujących się na plaży, żeby zakosztować szopskiej sałatki i obowiązkowej zagorki, i nacieszyć się widokiem Morza Czarnego. Trochę inne niż rok wcześniej na Krymie...
3 sierpnia, dzień 13.
Obudziliśmy się strasznie późno, wpadliśmy więc szybko do sklepu i zaraz ruszyliśmy autobusem do Złotych Piasków - dzisiaj dzień relaksu :) Wkrótce leżeliśmy już pod parasolem na rewelacyjnej plaży - złoty piasek, błękitna woda, piękny widok na wybrzeże i cieplutkie morze... Trochę popływaliśmy, poleżakowaliśmy, ja zjadłem dodatkowo olbrzymią porcję szopskiej sałatki... I o trzeciej zdecydowaliśmy się zwijać, żeby zdążyć na autobus do Burgas; wysiedliśmy na dworcu autobusowym trochę skołowani (pytamy w autobusie kobietę czy to autogara, a ona kręci przecząco głową i odpowiada: "Da"), szybko okazało się, że autobus do Burgas właśnie odjechał, zjedliśmy więc obiad i pojechaliśmy następnym.
W Burgas byliśmy spóźnieni - po drodze był wypadek - no i ostatni mikrobus do Achtopola, wioski na wybrzeżu pod samą turecką granicą już pojechał... Taksówkarska mafia pod dworcem chciała trochę za dużo (60 DM), więc zaczęliśmy się zastanawiać co robić, a nawet czy jest w ogóle sens tam jechać; poszedłem na chwilę za potrzebą w okoliczne krzaki, a kiedy byłem z powrotem Adrian z Szopenem stali już i rozmawiali z jakimś złotozębym Bułgarem, handlarzem ze stadionu X-lecia... Zaoferował, że może nas zawieźć do Achtopola, i to nawet za rozsądne pieniądze, jednak, żeby obgadać szczegóły mieliśmy usiąść z nim w pobliskiej knajpce... Usiedliśmy więc (zajęliśmy stolik z brzegu) i nagle kobieta przechodząca ulicą podchodzi do Szopena i coś mówi, pokazuje, coś jakby chciała nas ostrzec; jednakże dwóch osiłków, kolegów naszego handlarza, szybko i zdecydowanie ją przepędziło, a sam szefo powiedział, że to żebraczka i chciała pieniądze. Trochę mnie to zdziwiło, bo kobieta była dobrze ubrana, szła z siatkami zakupów... No, ale szybko zajęliśmy się doptywaniem o transport do Achtopola.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż