podróże, wyprawy, relacje
ARTYKUŁYKRAJEGALERIEAKTUALNOŚCIPATRONATYTAPETYPROGRAM TVFORUMKSIEGARNIABILETY LOTNICZE
Geozeta.pl » Spis artykułów » Europa » Rumuńskie góry, bułgarskie plaże (2001)
reklama
Radek Michalak
zmień font:
Rumuńskie góry, bułgarskie plaże (2001)
artykuł czytany 7681 razy
Pociąg Calafat-Craiova o dziwo nie był skomunikowany z promem :) Po dłuższym oczekiwaniu wsiedliśmy do klimatycznego personala, którym po ciemku dowlekliśmy się do Craiovej.
W Craiovej, razem z wcześniej poznanymi Czechami, mając chwilę czasu do odjazdu pociągu do Arad poszliśmy coś zjeść do budki przed dworcem. Wzięliśmy hamburgery, kawałki pizzy i ciastka z kremem waniliowym, i to w najróżniejszych kombinacjach.
Szybko okazało się, że coś było nieświeże - Adrian przez całą noc miał w pociągu ostre sensacje zołądkowe, ja dołączyłem do niego w autobusie z Arad do Oradii... Metodą jakąś tam (miałem to na logice :) doszliśmy w końcu do wniosku, że zatruliśmy się kremem z ciastek... W Oradii wysiadłem nieprzytomny - po ciastkach z kremem dziurawa, wyboista droga pokonywana rozpadającym się autobusem dobiła mnie zupełnie.
Ustaliliśmy, że koniecznie trzeba się dostać na Węgry - baliśmy się, że zatrucie to salmonella, a z rumuńskimi szpitalami nie ma żartów. Udało nam się złapać taksówkę, z którą wynegocjowaliśmy 70 000 lei za kurs do granicy (2$). Z przejścia i tak mieliśmy łapać stopa, bo do stacji kolejowej w Biharkerestesz jest dobre 6 km, uznaliśmy więc, że lepiej pytać o Debreczyn - linia kolejowa idzie naokoło, więc zaoszczędzimy masę czasu i pieniędzy. Po chwili Szopen z Adrianem mieli już stopa, ja natomiast pytałem dalej - i jak na złość, dużo osób chciało mnie zabrać do Budapesztu, natomiast do Debreczyna nikt. W końcu dogadałem się z jakąś Węgierką, która mówiła, żebym czekał na nią 200 m za granicą, bo ona tam ma samochód i pojedziemy razem. Przeszedłem więc pieszo przejście, prawie mdlejąc, kiedy wręczałem pogranicznikowi paszport, i poszedłem z 200 m za przejście. Po chwili pojawiła się tamta Węgierka i powiedziała, że tak naprawdę to nie ma samochodu, ale chce razem ze mną jechać stopem.
Było coś koło południa, upał nieziemski, a ja byłem mocno odwodniony po ekscesach w autobusie... Czułem się tak źle, że pobieżnie zbluzgałem to dziewczę i poszedłem usiąść na ławce pobliskiego baru. Przez kilka godzin spałem i mdlałem na zmianę, wcześniej tylko przywiązałem sobie przytomnie rękę do plecaka... W końcu stwierdziłem, że muszę się ruszyć, bo Szopen z Adrianem czekają już na pewno w Debreczynie, a ja mam kawał drogi... Kupiłem sobie mineralną, żeby trochę ugasić pragnienie, ale niestety kilka minut po jej spożyciu rozstałem się z nią... I wyszedłem na drogę łapać stopa - ale prawie nic nie jechało, a to co jechało, wcale nie miało zamiaru mnie brać. Ruszyłem więc powoli w stronę Biharkerestesz, machając na to co przejeżdzało, i po jakimś kilometrze zatrzymało się tico z dwiema zakonnicami jadącymi do Budapesztu. Dogadałem się z nimi, że podrzucą mnie do Puspokladany - wezla kolejowego oddalonego o godzinę drogi od Debreczyna.
Z Debreczyna, już z Adrianem i Szopenem, przez Szerencs dostaliśmy się do Satoraljaujhely. Wylądowaliśmy tam o 22 i od razu ruszyliśmy pieszo do przejścia granicznego, a stamtąd do Slovenskiego Novego Mesta - łącznie około 10 km. W SNM okazało się, że pociąg do Koszyc będzie jechać dopiero po czwartej rano, przespaliśmy się więc w klimatycznej dworcowej poczekalni (malutka, puściutka i kompletnie ciemna) i rano przez Koszyce dostaliśmy się do Polski.
* * *

Rumunia i Bułgaria - trochę rad

Dojazd

Jeśli ktoś planuje najpierw - tak jak my - łażenie po górach, to bardziej opłaca się dojazd przez Węgry, jeśli natomiast chce jechać do Bukaresztu lub nad Morze Czarne - najlepiej dotrzeć do Rumunii przez Ukrainę (słynny autobus Przemyśl-Suczawa).
Strona:  « poprzednia  1  2  3  4  5  6  7  8  [9]  10  11  12  13  14  następna »

górapowrót
kursy walutkursy walut
[Źródło: aktualny kurs NBP]
ZDJĘCIA