Lwów
artykuł czytany
2106
razy
28-04-09
Na dziś przewodnik przewidział forsowny (?) spacer w kierunku Pohulanki. To dzielnica lwowskiego Łyczakowa, pełna mniejszych i większych domków, willi, ogródków. Zanim jednak dotrę do owej części miasta, zajrzę jeszcze do słynnego Parku Stryjskiego. Dochodzę do niego ulicą Iwana Franka, chyba najbardziej dziwaczną lwowską ulicą. Przed wojną w jej skład wchodziło kilka innych uliczek: Pańska, Zyblikiewicza, pl. Prusa, św. Zofii, Ponińskiego. Wzdłuż arterii znajduje się całe mnóstwo ciekawych kamieniczek, nie sposób spamiętać czyich i czyim wysiłkiem ozdobionych. Ruch spory, widać spieszących do pracy czy szkoły ludzi. Ciekawostka – jestem już piąty dzień w mieście, a zastanawia mnie mała liczba turystów, jakich można spotkać na placach i ulicach. Mam nieodparte wrażenie, że sama wywołuję zaciekawienie u przechodniów trzymanymi w rękach aparatem i mapą. Owszem, spotykam zorganizowane wycieczki, czy to młodzieży czy seniorów, ale wydaje mi się, że turystów indywidualnych tutaj jak na lekarstwo. Dziwne... A może tylko dobrze się maskują, a ja, chodząca z zadartą głową, by lepiej widzieć kamienice, ich nie dostrzegam.
Park Sryjski prawie pusty – gdzieś w oddali widać trójkę młodych ludzi, którzy, zamiast na kartach podręczników biologii, wolą oglądać naturę w rzeczywistości. Oby tylko oglądać... Znajduje się tutaj pomnik Jana Kilińskiego, stąd park w dawnych latach zwał się parkiem Kilińskiego. Warto wspomnieć, że także w tym miejscu, w 1894 roku odbywała się Wystawa Krajowa, w trakcie której odsłonięto wspomniany pomnik i otwarto dla publiczności rotundę ze słynną Panoramą Racławicką, dziś eksponowaną we Wrocławiu.
Sam park jest dość mocno zaniedbany, jakby jednak nie marudzić, jest dumą lwowiaków i zieloną wizytówką miasta. Po krótkim odpoczynku wśród drzew wracam na ulicę Franka i zaraz za kościołem św. Zofii wkraczam na Pohulankę. To dzielnica pełna pięknych niegdyś, dziś w dużej mierze zaniedbanych czy wręcz opuszczonych domów i willi. Jest tu cicho i spokojnie, uliczki wąskie, gdzieniegdzie przemyka pies lub na ganku wygrzewa się kot, co krok znajduję ogródki i ogródeczki, zaczyna rozkwitać bez... Zdawać by się mogło – sielanka. Jednak jeśli przypatrzymy się bliżej, dostrzeżemy wszędobylskie talerze anten satelitarnych, wyjątkowo nie pasujących do starych i stylowych domków. Dostrzeżemy też stosy zardzewiałych części samochodowych zgromadzonych w kątach podwórek i mocno sfatygowaną bieliznę, suszącą się na rozciągniętych między drzewami sznurkach. Nie taki obrazek sielski, jak go malują... Wstyd mi troszkę wyciągać aparat i fotografować ludzkie codzienne życie, choć to właśnie jest dla mnie dużo bardziej interesujące niż kilometry XIX-wiecznych kamienic. Cóż, kolejny argument za nabyciem teleobiektywu.
Na Pohulance można odnaleźć prawdziwy, swojski Lwów. Nie ma tu takiego ruchu jak na większych ulicach, ani takiego tłumu, jak na Starówce. Tutaj można zadumać się nad mijającym czasem i krętymi ścieżkami ludzkich losów. Wolno spaceruję ulicami Kubańską, Kubijowicza, Tarnowskiego i cieszę się, że mogę być tu i teraz, że mogę dotknąć resztek dawnego świata, którego już jutro może nie być, bo zagłuszy go telewizyjny szum i reklamowy chłam.
Zaraz za Pohulanką rozciąga się cmentarz Łyczakowski i tuż obok Orląt Lwowskich, bardziej z prawej kolejny park i dalej jedna z najbardziej znanych lwowskich ulic, od nazwy której przywykło się określać całą dzielnicę – Łyczakowska. Dziś jest szeroką arterią, po której mkną auta i brzęcząc zardzewiałymi blachami majestatycznie suną tramwaje. Domy wzdłuż niej niepozorne, szare, zakurzone, pieszych niewielu – czym prędzej skręcam w boczną Skoworody, by uciec od wielkomiejskiego gwaru. Docieram do znanej mi Piekarskiej, sporo młodzieży, w końcu przy tejże ulicy swoje siedziby mają Akademia Medyczna i Lwowski Uniwersytet Medyczny. Ciekawostką są także mieszczące się przy tej ulicy domy, w których w XIX i XX wieku mieściły się warsztaty kamieniarzy, wykonujących nagrobki na nieodległy przecież cmentarz Łyczakowski.
Spacer po Pohulance wprawił mnie w dziwnie melancholijny nastrój, chyba potrzebuję słodyczy na poprawę humoru. Kierunek – pobliski bazarek i przepyszne domowe wafle ze nadzieniem toffi... :)
29-04-09
Dziś ostatni „pełny” dzień we Lwowie Dość relaksacyjnie zaplanowałam zwiedzanie Muzeów, spacer do dawnej fabryki wódek Baczewskiego i wspinaczkę na wieżę ratuszową.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż