Lwów
artykuł czytany
2106
razy
25-04-09
Pobudka o ósmej rano – szkoda czasu na sen, Lwów czeka! Pani Lucyna też już nie śpi, okazuje się być sympatyczną panią po sześćdziesiątce, mieszkającą samotnie i mówiącą z przepięknym akcentem! Dla moich polonistycznych uszu to melodia :)
Dziś w planach Stare Miasto. Przewodnik w rękę, mapa do torby, aparat na szyję i... w drogę! Dochodzę do Piekarskiej, idę w przeciwną stronę, do Halickiej Płoszy (placu Halickiego), z którego przewodnik radzi rozpocząć wycieczkę. Spierać się nie zamierzam, po kilku minutach jestem na wspomnianej Płoszy. Ludzi niewielu, ruch nie za duży. Znów kręcę głową podziwiając kamieniczki. Hmm... podziwiając, ale w nieco innym znaczeniu – zaskoczył mnie fatalny stan techniczny budynków: osypujący się tynk, kruszejące balkony i rzeźby, rozchwiane drzwi i okiennice – a w tym mieszkający ludzie. No bo gdzie mają się podziać??? Wewnątrz próbują remontować, ale stan instalacji elektrycznej czy wodnej pozostawia wiele do życzenia. A to były dopiero początki zwiedzania...
Z Halickiej Płoszy dwa kroki do Płoszy Mickiewicza i jednego z najsławniejszych pomników naszego wieszcza. Nad poetą Adamem unosi się uskrzydlony geniusz, a na szczycie kolumny znajduje się płonący (czyli pozłacany) znicz. Jakie to romantyczne... Naprzeciw pomnika znajdziemy słynny Hotel Żorż, znajomy polecał w nim nocleg, ale ja w końcu jestem klasą turystyczną, nie biznesową... Popatrzyłam tylko na balkon, z którego śpiewał Jan Kiepura i poszłam dalej Prospektem Swobody (dawniej Wały Hetmańskie). Na końcu największego lwowskiego deptaka znajdziemy gmach Opery. Budynek podobny do krakowskiego Teatru im. Słowackiego, fasada zdobiona pięknymi rzeźbami, a całość zamyka tympanom, pełen alegorii i symboliki. Tego dnia nie weszłam do środka, ale do Opery jeszcze wrócę.
Idę dalej. Na ulicy Krakowskiej właśnie rozkłada się Bazar. Piszę Bazar z wielkiej litery, bo to szczególne miejsce. Pośród mnóstwa najrozmaitszych bohomazów można napotkać perełkę malarską, a w stosach ludowych wyszywanek prawdziwe cudeńko ręcznych wyrobów. Towar jest przywożony w plastikowych, kraciastych torbach, znanych także z naszych bazarków, rozkładany na drewnianych, metalowych czy wręcz kartonowych konstrukcjach przypominających z grubsza stanowisko handlowe. Tłoczno. Jedni drugich poklepują po plecach, machają do siebie, rozmawiają, a starsze babcie gdzieś w kąciku wyszywają kolejną chustkę czy obrusik, niezważając na kupujących.
Dalej. Kolejnym przystankiem jest cerkiew Przemienienia Pańskiego, jedna z najważniejszych świątyń ukraińskich we Lwowie. Wewnątrz przepiękne wyposażenie, czuć egzotykę. Warto przyjść w słoneczny dzień, świątynia posiada wysoko umieszczone okienka, przez które wpada światło i wspaniale rozjaśnia wnętrze. A przed cerkwią żebrak płaczliwym głosem prosi o wsparcie... Nie on pierwszy i nie ostatni, Lwów obfituje w żebraków i... luksusowe auta. Miasto kontrastów.
Kolejny przystanek – kwartał ormiański, czyli zaniedbane uliczki, jeszcze bardziej zaniedbane podwórka i... katedra ormiańska! Wciśnięta między dwie inne kamieniczki, z ledwie widoczną dzwonnicą i żelaznym płotem, przez którego pręty zerkam na XVIII-wieczną drewnianą kapliczkę i figury świętych. Sama katedra jest rozmiarów wiejskiego kościółka, sprawia wrażenie zapadłej i przytłoczonej przez sąsiadujące kamieniczki. W środku panuje tajemniczy półmrok, ściany udekorowane są przepięknymi średniowiecznymi malowidłami i mozaikami z początków XX wieku w tonacji czerwono-brunatnej, co tylko pogłębia sakralną atmosferę świątyni. Warto usiąść w kąciku i wpatrzeć się we freski Rosena, a nuż uda nam się odnaleźć twarze przedwojennych lwowian, którzy faktycznie pozowali do malowideł.
Po wyjściu z katedry wpadam w potok młodych ludzi zmierzających w stronę Rynku (to tuż obok). Gwar, tłok, śmiechy, rozmowy – czuję się jak uderzona obuchem po chwilach zadumy spędzonych wewnątrz katedry. Szybciutko skręcam w boczną uliczkę, by uciec od ludzi. Trafiam na plac, nad którym dominuje bryła grekokatolickiego kościoła Dominikanów. Kościół ładny, w środku kilka ciekawych rzeźb i nagrobków, piękny ołtarz. Obecnie mieści się tu Muzeum Historii Religii, ciekawostką jest fakt, że po wojnie mieściło się tutaj także muzeum, tyle że... ateizmu. Ot, jakie czasy, takie... muzea :)
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż