Ekspedycja Morze Czarne
artykuł czytany
11780
razy
3 listopada 2004 (21 dzień expedycji) [środa]
9:45
Wychodzimy na miasto - ulica przy hotelu jest teraz pełna przechodniów. Na ulicach pełno różnokolorowych towarów, wystawianych ze sklepów wprost na ulicę. Decydujemy, że rozpoczniemy naszą dzisiejszą włóczęgę od Złotego Bazaru. Trafiamy na aleję, przy której usytuowały się banki i domy handlowe przeznaczone wyłącznie dla zamożnych klientów - turystów. Panujący w sklepach wschodni przepych aż onieśmiela.
10:30
Docieramy do jednej z głównych bram Bazaru. Zewsząd otacza nas bogactwo i przepych przygotowany z myślą o kartach kredytowych bogatych turystów. To wszystko pomimo swoistego orientalnego uroku jest dla nas sztuczne, stworzone z myślą o zaspokojeniu wyobrażeń zamożnych Amerykanów czy Japończyków - w których języku jest część napisów informujących o ofertach danego sklepu.
16:20
Beyoglum - to dzielnica niegdyś zamieszkała przez kupców i dyplomatów z państw europejskich. Właśnie tu na wzgórzu wygodni kupcy europejscy uruchomili pierwszą w Turcji linię tramwajową.
4 listopada 2004 (22 dzień expedycji) [czwartek]
10:20
Jesteśmy przed jednym z cudów świata. Koszt biletu - 15 000 000 lirów. Przed wejściem bramki wykrywające metal i kontrola bagażów podręcznych. Nie ma wyraźnych zakazów filmowania czy też fotografowania. Żadna relacja nie oddaje wrażenia jakie robi na nas Aya Sofya. Trzeba to po prostu zobaczyć!
5 listopada 2004 (23 dzień expedycji) [piątek]
0:56
Od wyjazdu z przejścia granicznego mamy wrażenie, że trafiliśmy nie do Bułgarii, a rumuńskiej Transylwanii... krajobraz iście z filmów o Drakuli. Im dalej od przejścia granicznego tym krajobraz coraz bardziej staje się górzysty... droga miejscami wije się przez las stromo w dół lub w górę. Na skrzyżowaniu dróg zatrzymuje nas uzbrojony patrol policji. Kontrola dokumentów i możemy jechać dalej.
10:40
Jesteśmy w Varnie - w centrum nieopodal głównego deptaku i plaży. Ceny hoteli i pensjonatów są wysokie choć jest po sezonie.
13:30
W jednej z kamienic natrafiamy na biuro turystyczne. Przystajemy na zaproponowane warunki - dowiadujemy się, że nie możemy zobaczyć apartamentu przed zapłatą - prosimy o kilkanaście minut czasu na wyjęcie środków z bankomatu. Wstępujemy do kilku pensjonatów i hotelików - poziom cen ten sam, co więcej wieje w nich pustką.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż