Ekspedycja Morze Czarne
artykuł czytany
11780
razy
19:40
Wieczór jest ciepły, ulice zapełniają się grupkami młodych osób. Naszą uwagę zwracają bezdomne psy. Jest ich tu naprawdę sporo. Nie są agresywne, ich zachowanie bardziej przypomina wyuczoną do perfekcji żebraninę. Nie dostrzegamy, aby któryś z psów był chory - wszystkie mają w uszach duże żółte kolczyki. Dowiadujemy się, że władze miasta szczepią psy, a następnie nie mając możliwości umieszczenia w schronisku, wypuszczają je z powrotem. O psy dbają głównie sami mieszkańcy. Odnosimy wrażenie, że każdy ze zwierzaków ma na wyłączność swój rewir, którego broni, ale nie widzimy, aby którekolwiek ze zwierząt zaatakowało innego psa lub przechodnia. Może jest to wynikiem dużej życzliwości mieszkańców do bezdomnych zwierząt.
6 listopada 2004 (24 dzień expedycji) [sobota]
14:15
Do granicy z Rumunią mamy niecałe 100 km - chcemy tam dotrzeć do zmroku. Na polach aż po widnokrąg widać duże beczki, do których odprowadzone są prosto z odwiertów rury... w powietrzu unosi się ostry zapach przypominający siarkowodór. Powoli zbliżamy się do oddalonego od brzegu o 20-50 metrów odwiertu - szybu. Teren jest strzeżony przez uzbrojonych ochroniarzy zakazujących nam fotografowania i nakazujących opuszczenie terenu.
19:10
Jesteśmy na słabo oświetlonym przejściu granicznym. Z budynku wychodzi pogranicznik i celniczka nakazująca wyładunek wszystkich bagaży. Jesteśmy nieco zaskoczeni, ponieważ do tej pory nie mieliśmy takiej kontroli granicznej.
19:40
Po kilkudziesięciu metrach "ziemi niczyjej" podjeżdżamy pod szlaban strony rumuńskiej. Ruch jest o tej porze znikomy. Cała rumuńska odprawa jest jak na razie rekordowa i trwa niecałe 15 minut.
21:50
Dojeżdżamy do Constancji - poszukiwania noclegu pochłaniają nas na niemal godzinę. Ceny za nocleg są porównywalne z cenami hoteli tej samej klasy w kraju. Mijamy kilka ciekawych budynków i kilkanaście muzeów i galerii sztuki współczesnej. Z niektórych bram dobiega głośna muzyka.
7 listopada 2004 (25 dzień expedycji) [niedziela]
9:15
Przed wejściem do hotelu czeka na nas gromadka kolorowo ubranych dzieci. Większość z nich jest przeraźliwie brudna. Gromadka podbiega do nas z wyciągniętymi rączkami i przekrzykując się woła: "dolar". Szybko wkładamy nasze bagaże. Niektóre z dzieci niemal niepostrzeżenie wpełzają do środka samochodu. W obawie o wyposażenie szybko zamykamy samochód i otoczeni hałaśliwą gromadką idziemy w stronę portu. Okolica jaką zwiedzamy robi na nas mieszane wrażenie - pomiędzy zadbanymi i czystymi kamienicami przeplatają się straszące rudery. Zaskakujące jest dla nas, że przy niektórych stoją zaparkowane nowe luksusowe samochody.
12:05
Do idącego nieco z tyłu Andzeja niosącego kamerę podchodzi dwóch mężczyzn. Wywiązuje się rozmowa- początkowo nie odbiega ona od typowych wymian informacji: skąd jesteśmy, co tu robimy, jak nam się podoba. Niestety okazało się, że mężczyźni próbowali okraść Andrzeja, a podobna sytuacja przydarzyła się po chwili kolejnym uczestnikom Expedycji.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż